Andrzej Zalewski z Ekoradia: Na początku byłem rolnikiem

2011-05-24 4:00

Twórca "Ekoradia" w radiowej Jedynce, Andrzej Zalewski (87 l.), przez lata był wyrocznią pogodową. Jednak zanim Polska poznała jego głos, radiowiec był... rolnikiem. Tylko nam opowiada o swoim życiu.

Uczyłem się w słynnym warszawskim gimnazjum Wojciecha Górskiego. To, co udało nam się zrobić w czasach niepodległości, to wykształcić liczną, znakomitą grupę młodzieży polskiej inteligencji. Ta szkoła Górskiego podobnie jak kilka innych szkół warszawskich to były kuźnie wybitnych talentów. Moim starszym kolegą był kardynał Stefan Wyszyński. Trzymano nas tam twardą ręką, w każdej chwili można było z niej wylecieć. Wybitni pedagodzy, mundurki w zimie ciemnozielone, w lecie letnie szare, czapki francuskie. Mój ojciec podpisywał przy wejściu do szkoły deklarację, że przyjmuje do wiadomości wszystkie zasady regulaminu szkolnego. Jeśli ich nie wypełnię, to w każdej chwili mogę być zwolniony... Zarówno ja, jak i moi koledzy kochaliśmy tę szkołę. Z mojej klasy w Powstaniu Warszawskim zginęło 16 kolegów. Ja nie zginąłem, bo w czasie wojny przerzucono mnie w lasy świętokrzyskie.

Mój ojciec i moja matka mieli olbrzymie zmartwienie, bo ja ni z gruszki, ni z pietruszki jako 6-letni chłopiec zapytany, kim będę, odpowiedziałem, że rolnikiem. Tata tłumaczył mi, że nie ma ani ziemi, ani zagonu, więc nie ma możliwości, żebym był tym rolnikiem. Odpowiadałem mu, że nie wiem, ale będę rolnikiem.

Przeczytaj koniecznie: Andrzej Zalewski: Miałem 15 lat i byłem w konspiracji

Zrealizowałem swój plan. Skończyłem studia rolnicze, otrzymałem kilka stypendiów światowych. W 1964 roku zostałem stypendystą Organizacji Wyżywienia i Rolnictwa Narodów Zjednoczonych oraz Rządu Austriackiego, a w 1978 Departamentu Stanu USA, przez co po powrocie do kraju zostałem wyrzucony z pracy z telewizji.

Ale wróćmy do czasów wojny. Kiedy wybuchła, miałem nieskończoną małą maturę. Poszedłem do szkoły rolniczej w Warszawie, bo na to zezwalał okupant niemiecki. Jako że byłem w konspiracji, zaczęto coś podejrzewać i po dwóch latach konspiracja przerzuciła mnie do partyzantki w Góry Świętokrzyskie. Uważam do dziś, że to była bardzo dobra decyzja. Chłopak z warszawskiej inteligencji poznawał środowisko chłopskie i ziemiańskie. Miałem tam podwójne życie. Byłem rządcą w majątku, a jednocześnie pracowałem logistycznie dla polskiego wojska - informacje, przerzuty broni, zaopatrzenie. W majątku, w którym mieszkałem, idąc do stajni, przywitałem się z każdym. Dziedzic był oburzony, że podaję rękę służbie...

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki