Angelina Jolie poddawała się podwójnej mastektomii. Ryzyko zachorowania na raka wynosiło u niej aż 87%. Natomiast "szansa" na zachorowanie na raka jajników oszacowana została na 50%.
>>> Angelina Jolie ukryła usunięcie piersi przed rodziną. Brad dumny z Angeliny
Jak ocenił to co zrobiła katolicki publicysta Tomasz Terlikowski? - Rak piersi czy jajników jest w przypadku Angeliny Jolie wydarzeniem czysto wirtualnym, a operacja, której poddała się aktorka, jest jak najbardziej realna i niesie ze sobą cały szereg skutków ubocznych czy zagrożeń. Usunięcie jajników, które zapowiada obecnie Jolie, będzie skutkowało w całym jej życiu, a wielu z jej skutków nie da się usunąć, a mastektomia także nie jest usunięciem pryszczy, ale operacją, która narusza integralność cielesną człowieka.
W przypadku choroby nowotworowej to właśnie ona jest usprawiedliwieniem radykalnych i niekorzystnych skutków ubocznych chirurgicznej ingerencji. Nie jest jednak takim usprawiedliwieniem, jak się zdaje, samo prawdopodobieństwo choroby. Jeśli zgodzimy się na takie myślenie, to medycyna przekształci się z leczenia w okaleczanie zdrowych (a Angelina Jolie była zdrowa) ludzi. A na to nie powinno być naszej zgody, szczególnie, że – z innych statystyk wynika, że odpowiednio wcześnie wykryty rak piersi czy jajników, także ten wywołany mutacjami genetycznymi, jest w pełni wyleczalny. Prewencją są więc regularne badania, ewentualnie mastektomia czy usunięcie jajników, gdy do choroby już dojdzie. Okaleczenie pozostaje zaś okaleczeniem - wyznał portalowi Fronda.pl.