Urocza policjantka Marylka ze "Złotopolskich", zwariowana pielęgniarka z "Daleko od noszy" czy choćby w końcu zmanierowana gwiazdka Donata z "Superprodukcji" - widząc Anię Przybylską w tych rolach, cała Polska zaśmiewała się do łez i była zachwycona nie tylko urodą aktorki, ale też jej wielkim talentem. Aż trudno uwierzyć, że Ania była samoukiem i nie skończyła nigdy szkoły aktorskiej. Jak się okazuje, to było jej wielkie marzenie. Ze względu na dzieci i pracę nie miała czasu na studia, ale marzył jej się dyplom i wyższe wykształcenie. - Ania często mówiła o studiach i chciała zdawać eksternistycznie (samodzielnie przygotowywać się do egzaminów - red.) - zdradza nam Paweł Wawrzecki (65 l.), jej przyjaciel z planu "Daleko od noszy".
Przybylska żałowała, że ominęły ją beztroskie czasy nauki i życie studenckie. - Zastanawiam się, co by było, gdybym poszła do szkoły teatralnej. I gdy patrzę na niektóre swoje koleżanki, które dziś są zupełnie innymi osobami niż te, które znałam, zanim się tam dostały, to... jedyne, czego żałuję, to studenckiego życia - powiedziała w jednym z wywiadów. - Z drugiej strony wiem, że nie byłabym tym, kim jestem dzisiaj, gdybym szybko nie spotkała bratniej duszy i nie założyła rodziny. Bez Bieniuka i dzieci nie chciałabym zaczynać od nowa. Dzieci trzeba sobie robić jak najszybciej, bo potem to już kalkulujesz: czy się opłaca, co z karierą... - wyznała Ania.