Anna Dymna, gdy w latach 70. zaczynała swoją karierę, miała urodę jak marzenie. Nie było Polaka, który by się w niej nie kochał. Nie było Polki, która nie chciałaby wyglądać jak ona - filigranowa, z czarującym uśmiechem i wspaniałymi wielkimi oczami. Reżyserzy bili się, by grała w ich filmach i serialach. Dbali o to, by w ich produkcjach aktorka mogła pokazać trochę ciała. Dymna zachwycała figurą w "Nie ma mocnych", "Kochaj albo rzuć", w "Janosiku" i w "Królowej Bonie" oraz "Znachorze". Potem trochę przytyła. Ale ona włosów z głowy nie rwała. Zajęła się ważniejszymi sprawami.
Zobacz: Co za drożyzna! Sara Mannei robi wyprzedaż swojej szafy!
- Z tym wyglądem to jest tak, że ludzie widząc mnie w "Janosiku", a potem na żywo, dziwią się, że to ja, że mogę teraz tak wyglądać. Ale to nie są sprawy, którym poświęcam swój czas - mówi wybitna aktorka w rozmowie z "Super Expressem".
Od 12 lat pani Anna prowadzi fundację pomagającą ludziom niepełnosprawnym intelektualnie. I jak mówi, walczy o inne piękno. Dziwi się, że ludzie wciąż komentują jej wygląd. Aktorka słyszy komentarze na swój temat nie tylko na ulicy. Niektórzy piszą do niej w listach: "Ty zapyziały misiu, nie żryj tyle". Co ona na to?
- Nie przejmuję się takimi rzeczami - kończy Anna Dymna.