ANNA GERMAN. Zbigniew TUCHOLSKI, mąż Anny German: Cierpiała, ale zdecydowała się urodzić naszego SYNA ZBYSZKA juniora - ZDJĘCIA >>>
- Serial o Annie German gromadzi co piątek 6,5 mln widzów. To ogromny sukces...
- W Polsce nie mamy tak wielu okazji do oglądana seriali takiego formatu. Myślę, że widzowie to docenili i bardzo mnie to cieszy.
- Mało brakowało, a nie zagrałaby pani tej postaci...
- Tak zawsze przypadkiem bywa, że w życiu zdarzają się wielkie rzeczy. Jestem pokorna, czekam na to, co mi daje los. Może przypadkiem, może nie przypadkiem trafiłam na casting i ten casting wygrałam. Koleżanka, która mnie na ten casting namawiała, była brunetką i wydawało mi się, że to jej się uda go wygrać. Nie miałam wtedy zbyt dużo czasu. A zdjęcia miały odbywać się częściowo w Rosji, więc tym bardziej się wydawało, że to nie dla mnie. Koleżanka nadal mnie jednak namawiała, argumentując to tym, że ekipa poszukuje aktorki, która zna rosyjski, a ja znam ten język. Nadal nie byłam zdecydowana, ale gdy wróciłam do domu i przekonałam się, jaka była Anna German, to drzwi bym wyważyła, żeby tylko wziąć udział w tym projekcie. Pobiegłam i wpisałam się na listę castingową jako ostatnia i wygrałam. Cieszę się, że producenci postawili na prawdę historyczną, bo Anna mówiła w domu po polsku, w związku z tym wybrali aktorkę z Polski.
ANNA GERMAN - więcej o serialu >>>
- Jak przygotowywała się pani do zagrania tej roli?
- Przygotowywanie się do roli to dla mnie zawsze najciekawszy etap, bo potem praca na planie to już ciężka harówa, nie ma czasu na refleksje. Brałam lekcje śpiewu techniką Anny German. Dzisiaj się już tak nie śpiewa.
- Co panią zafascynowało w Annie German?
- Myślę, że jej naturalność i niezwykła siła, jaką miała w sobie. Już jako dziecko musiała wiele znieść. To życie dawało jej też śmieszne ciosy. Była bardzo wysoka, miała 184 cm wzrostu. To ją bolało, bo nazywano ją żyrafą. Myślała, że sobie męża przez to nie znajdzie, a tu chwała Bogu trafił się pan Zbigniew o 2 cm wyższy.
- A jak pani wspomina pracę na planie?
- To było lato 2012 roku. Akurat latem kręciliśmy bardzo dużo scen. Ten plan był bardzo dziwny, bo czasem zimą kręciliśmy jedną scenę cały dzień, a latem mieliśmy do zagrania i z dziewięć scen dziennie. Czasem siedzieliśmy po 15-16 godzin, czasem było po 50 stopni w słońcu. To było trudne do wytrzymania. Szczególnie że sukienki z lat 60. były wykonane ze sztucznych materiałów, więc granie w nich w takim upale było koszmarem.
- Co zapamięta pani najbardziej z serialu?
- Czuję się tak, jakbym z Anną German spędziła kawał swojego życia. To jest niesamowita historia, wszyscy mówią, że to jest coś niewiarygodnego. To zostanie we mnie. Charakteryzatorka przy tym filmie też była Polką, więc trzymałyśmy się razem. Aktorzy z Polski przyjeżdżali, wyjeżdżali, a my byłyśmy tam cały czas. Jak się dziś spotykamy, to łza nam się w oku kręci, że nie zapomnimy tego do końca życia, bo czasem mrozy były takie, że przychodziłyśmy do charakteryzatorni, a tam wszystkie kosmetyki zamarznięte. Jak tu się malować albo przebierać na takim minusie? Ale w ogóle tam nie chorowałam. Duch Anny German chyba czuwał.
Chcesz wiedzieć więcej o serialu ANNA GERMAN? Polub nas na FACEBOOKU!
ZOBACZ cały WYWIAD z Joanną Moro >>>