ANNA GERMAN. Waldemar Krzystek, reżyser serialu: ANNA GERMAN całe życie UCIEKAŁA przed śmiercią >>>
To była wielka fascynacja od pierwszego ujrzenia. Zobaczyłem Anię German w świątecznym wydaniu "Tele-Echa" Ireny Dziedzic. To było 26 grudnia 1969 roku o godzinie 18.40. Myślałem, że śnię, zamurowało mnie. Olśniła mnie jako artystka, olśniła mnie urodą. Ta skromność, która z niej emanowała, płynęła przez ekran.
Miałem wtedy może 12 lat. Mama i wszyscy z rodziny byli postawieni w gotowości, bo chciałem się jak najwięcej o niej dowiedzieć, otrzymać jej płyty.
Dwa lata później poznałem ją w Toruniu. Estrada bydgoska organizowała recitale "Anna German zaprasza". Przyjechała do Torunia, to było pod koniec listopada 1971 roku. Było zimno, był mróz, nie wiedziałem, czy będzie jechała samochodem, czy autobusem.
ANNA GERMAN - więcej o serialu >>>
Obszedłem wszystkie hotele w Toruniu. Zatrzymała się w najlepszym wówczas hotelu Kosmos. Stałem przy drzewie, obserwując ten hotel kilka godzin, zmarzłem okropnie. W końcu zobaczyłem, że schodzi. Miała 184 centymetry wzrostu. Była bardzo wysoka, miała na sobie skórkowy kożuch, kozaki.
Nic na głowie nie miała, włosy spięte, byłem święcie przekonany, że ona z litości jak zobaczyła zmarzniętego na sopel lodu młodego człowieka, to przygarnęła mnie i zabrała autokarem na koncert, a właściwie na trzy koncerty, które odbywały się w sali kinowo-estradowej OSA.
Dała mi swój telefon i adres. Tak zaczęła się nasza wieloletnia znajomość.
Chyba mnie trochę lubiła, skoro nie rzucała słuchawką, gdy słyszała w niej mój głos i "wytrzymywała" nocne telefony i setki pytań, które jej zadawałem. Z perspektywy lat mogę powiedzieć, że gdyby miała więcej takich fanów jak ja, toby nie mogła normalnie funkcjonować, pracować.
Potem nawiązałem kontakt z matką Anny German, która opowiadała o losach w ZSRR. Mama Ani, gdy umarła, miała 97 lat. Przeżyła Anię dwukrotnie. Nigdy nie pogodziła się z odejściem córki. Jej zdaniem wypadek we Włoszech w 1967 roku był pośrednią przyczyną jej choroby, czyli raka kości.
Ania mówiła o sobie, że nie jest żadną gwiazdą, że jak inne kobiety pierze, wychowuje dziecko, robi zakupy, gotuje, jest matką, żoną i córką. Mieszkała w małym mieszkanku na Reymonta w Warszawie z mężem inżynierem Zbigniewem Tucholskim. Dopiero w 1979 roku wprowadziła się do bliźniaka.
W bezpośrednim kontakcie była cudowna, nie miała ogromnej ilości makijażu, wymyślnych strojów, maniery gwiazdy, w każdej sytuacji była bardzo bezpośrednia i prawdziwa. Parzyła w czajniczku herbatę, która miała posmak wiśni. Dosypywała do niej rodzynki. Lubiła chleb z posiekanym czosnkiem i musztardę.
Pamiętam zabawną przygodę. Zaproponowała mi spacer z jej synkiem Zbyszkiem (38 l.). Wybraliśmy się w okolice starego lotniska. Przechodzimy przez dziurę w płocie na polanę pełną trawy i kwiatów. Artystka, która występowała w San Remo w połowie lat 70., przechodziła przez dziurę w płocie! Anna była skromna i ułożona, wrażliwa.
Bardzo trudno się z tym pogodzić i uwierzyć, że jej nie ma...
Chcesz wiedzieć więcej o serialu ANNA GERMAN? Polub nas na FACEBOOKU!