Lata 70., rodzice zdecydowali osiąść w Gdańsku. Nie chcieli dłużej podróżować, obciążać dzieci ciągłą zmianą szkół.
Okres szkolny wspominam bardzo dobrze, choć był to bardzo pracowity czas. Bo jeszcze w podstawówce wychwycono mnie do dziecięcego zespołu teatralnego, a potem zaproszono do zagrania w Teatrze Wybrzeże. Raz, potem drugi, aż stałam się ich dyżurnym dzieckiem. Chyba bardzo chciałam grać, bo nigdy nie zawaliłam szkoły, zawsze miałam świadectwo z czerwonym paskiem. Myślę, że nie było to łatwe: nauka, koleżanki, własne zainteresowania, wieczorna praca od godz. 19 do 22 w teatrze, wreszcie podróże ze spektaklami po Polsce. I tak właściwie było do końca liceum, bo jako nastolatka trafiłam do świetnego Teatru Jedynka.
A kiedy przyszedł czas wyboru przyszłości, złożyłam papiery na Uniwersytet Gdański, na wydział dziennikarstwa. Dostałam się, czym niezwykle ucieszyłam rodziców. Oni nie chcieli, bym wyjeżdżała, marzyli, że zostanę i w końcu przejmę po nich lunapark. Ale też zdałam na aktorstwo w Warszawie i to te studia wybrałam. Rodzice przekonali się, że wybrałam dobrze po mojej pierwszej premierze w Teatrze Narodowym. Byli dumni, wzruszeni. Potem przyjeżdżali na każdą moją premierę.
Przeczytaj koniecznie: Katarzyna Pakosińska - historia życia: Zostałam woźną żeby studiować
Film obszedł się ze mną łagodnie, zaczęłam być pulchną blondynką, a zawsze jest popyt na takie śmieszne baby. Gorzej było z teatrem. Jeśli aktorka skończy 35-40 lat, już nie może być amantką, a jeszcze nie może być matką.
25 lat byłam w Teatrze Ateneum. Mało grałam. Któregoś dnia przyszły reformy, podliczono role i po prostu wyrzucono mnie. Razem z Marią Ciunelis (50 l.) postanowiłyśmy, że musimy coś zrobić. Chciałam wreszcie poczuć, że współtworzę sztukę. Wystawiłyśmy "Dzieci mniejszego Boga". Spektakl odniósł sukces, więc pomyślałam, że warto poszukać miejsca, gdzie mogłybyśmy pokazywać nasze projekty. Na 3 lata wywalczyłam ruiny Fortu Sokolnickiego. A potem znalazłam miejsce w zamkniętym na cztery spusty kinie Capitol.
Teatr z amfiteatralnie położoną sceną, w centrum miasta! Jak może stać pusty?! - załamywałam ręce. Szczęśliwym trafem mąż dostał spadek, znaleźliśmy ludzi, z którymi stworzyliśmy spółkę kapitałową.
Patrz też: Jarosław Gugała, historia życia: Karierę dyplomaty zacząłem w kotłowni
Dziś pracujemy razem, ja z mężem, córka Basia (21 l.), która studiuje. Syn Jerzy (16 l.) też czasem pomaga, gra na pianinie, gdy zdarza się sytuacja podbramkowa. Śmieję się, że dzieci zawdzięczam dr Szuckiej. Zawsze mówię, że mąż też trochę się przyczynił, ale dzieci zrobiła mi wspaniała ginekolog. Zanim zostałam matką, przeszłam wiele operacji.
Kilka lat temu zaopiekowaliśmy się 11-letnim chłopcem. Tam była trudna sytuacja rodzinna, pięcioro dzieci. Młodsze rodzeństwo Krzysztofa szybko znalazło nowe domy, Krzysztof trafił do nas. Byliśmy ambitni, choć oferowano nam pomoc pedagoga, uważaliśmy, że wielką miłością pokonamy trudy. Problemem były narkotyki. Ponieśliśmy porażkę, nie udało się. Doprowadziliśmy Krzysztofa do matury, więcej nie mogliśmy... Dziś z Krzysztofem nie mamy kontaktu.