Na egzamin do szkoły teatralnej wybrała się raczej towarzysko, by wesprzeć przyjaciółkę... i bez problemu za pierwszym razem zdała egzamin. Na brak pracy nigdy nie mogła narzekać. I co rzadkie w tej branży, wraz z upływem czasu propozycje zamiast się wykruszać, sypały się jak z rękawa. Niektóre z nich, np. Julii w serialu "Złotopolscy", pisane były właśnie z myślą o Annie Milewskiej. - Upiekło mi się chodzenie na castingi - żartuje aktorka.
- Wydawałoby się, że dość łatwo będzie zastać panią w domu. Tymczasem minęło parę dni, zanim mi się to udało...
- Właśnie wróciłam ze spotkania w sprawie nowej roli. Nic więcej jednak nie zdradzę, żeby nie zapeszyć. I cieszę się, że o mnie nie zapominają, choć ról dla nas, seniorek, jest mało.
- Mimo spędzonych na scenie 50 lat wciąż ma pani zawodowy niedosyt?
- To jeszcze nie jest co prawda rola, jaka mi się marzy, ale wierzę, że ta wymarzona wciąż przede mną.
- Nie boi się pani nowych wyzwań, tego ruchu, jaki zazwyczaj panuje na planie, stresu, a może także konkurencji ze strony młodych, atrakcyjniejszych?
- Wyzwań nigdy się nie bałam, one były moją pasją. A z młodymi pracuje mi się fantastycznie, zresztą mam wielu młodych przyjaciół wśród aktorów i aktorek. Ja nawet czekam na jeszcze większe wyzwania. Pamiętam, jak w "Plebanii" trzy razy musiałam wygłaszać w zasadzie ten sam tekst, ale w różnych okolicznościach - chodziło o sceny z włamaniami "na wnuczka", i dziwiłam się, dlaczego dają mi do mówienia tak łatwe rzeczy, jakby bali się, że dłuższych kwestii nie będę w stanie zapamiętać. A pamięć mam świetną.
- Jest pani historykiem sztuki, ale w zasadzie całe pani życie zawodowe to aktorstwo. Skąd taka zmiana?
- Przypadek. Przyjaciółka zdawała do szkoły teatralnej w Krakowie, przyjęli ją - i mnie namówiła. Ja miałam opory, głównie ze względu na wiek, bo miałam wtedy już 25 lat, ale ona powiedziała, że skoro ją przyjęli, to mnie też się uda. A czego nie robi się dla przyjaźni... I dostałam się, za pierwszym razem.
- I od razu po ukończeniu PWST w Krakowie została pani zaangażowana do Teatru im. Żeromskiego w Kielcach, a wkrótce potem posypały się propozycje z Teatru Powszechnego w Łodzi, z teatrów warszawskich: Ziemi Mazowieckiej, Klasycznego, Studio, Teatru Na Woli... Czyli dobrze się stało, że jednak nie zaszyła się pani w muzeum...
- Tak, to był znakomity wybór. Chociaż, jak się potem okazało, jestem bardziej filmowa niż teatralna, zdecydowanie wolę się na małym ekranie.
- I miała pani to szczęście, że wiele ról było pisanych dokładnie "pod panią", jak chociażby rola Julii Złotopolskiej?
- No i dlatego nie musiałam brać udziału w castingach. Myślę, że pisanie roli pod aktora nie jest znów takie rzadkie. Mnie istotnie zdarzało się to bardzo często.
- Aktorstwo to niejedyna pasja, z jaką pani oddaje się z takim zapałem od kilkudziesięciu lat. Są jeszcze góry, w które podobno nadal się pani wypuszcza?
- To była moja pierwsza miłość. Nawet skończyłam kurs taternictwa, bo zamierzałam chodzić po górach wyczynowo. I w górach poznałam swego cudownego męża (przypom. red. Andrzeja Zawadę, himalaistę), z którym przeżyliśmy wspólnie 47 lat. W góry co prawda nadal jeżdżę, ale już nie tak często. Choć na nartach, i owszem, wciąż szusuję. Nie tak dawno moja koleżanka, widząc mnie w akcji, zakrzyknęła: "Anno, przypomnij sobie swój PESEL"! Ale po co ja mam go sobie przypominać, skoro wiem, na co sobie mogę jeszcze pozwolić? A wiem, że mogę na wiele, bo energii mam, że ho, ho!
- Wiele młodych aktorek już teraz, w oczekiwaniu na kolejną rolę, zamartwia się, co będzie, jak jej nie dostaną. I przeżywają stresy, popadają w depresję. Co mogłaby im pani poradzić?
- Mieć jak najwięcej pasji i wierzyć, że jak się czegoś bardzo pragnie, to się to osiągnie. Pozytywne myślenie potrafi zdziałać cuda.
- Dziękuję za rozmowę i życzę wciąż wielu sukcesów zawodowych. Anna Milewska
Aktorka. Ukończyła Szkołę Teatralną w Krakowie. Na małym ekranie debiutowała w 1964 roku w serialu telewizyjnym "Barbara i Jan". Ostatnio mogliśmy podziwiać ją w dwóch popularnych serialach "Złotopolscy" oraz "Plebania". Prywatnie Anna Milewska była żoną himalaisty Andrzeja Zawady