Urodziłam się w Krakowie. To specyficzne miasto. Wszyscy się tam znali. Pewnie dlatego, gdy miałam 7 lat, już sama mogłam chodzić do szkoły. Teraz żaden kochający rodzic nie puściłby dziecka na ulicę bez opieki.
Do czwartej klasy podstawówki moja szkoła była żeńską szkołą. Obowiązywały wtedy szkolne mundurki i białe kokardy wpięte we włosy. Ja zawsze miałam krótką fryzurę, więc wpinanie mi tej kokardy na spince było nie lada koszmarem. Wyglądałam w niej okropnie. W szkole zdarzało mi się wagarować. Miałam pięciu kolegów, z którymi się kolegowałam. Pamiętam, że zawsze trzymały nas się żarty. Gdy nauczycielka zostawiała dziennik, usprawiedliwialiśmy sobie nieobecności i dopisywaliśmy sobie oceny. To się w pewnym momencie wydało, zrobiła się zadyma i skończyło się na zawieszeniu w prawach ucznia. Ale z kolegami z klasy bardzo się zżyliśmy. Do dziś mam fajne relacje z ludźmi ze szkolnych lat.
Byłam beznadziejna jeśli chodzi o matematykę, chemię i fizykę. Myślałam, że nie zdam matury. Gdyby nie mój kolega, od którego odpisałam zadania z matmy, to bym jej pewnie nie zdała. Wzięłam jego brudnopis i przepisałam. On dostał piątkę, a ja trójkę.
Pierwsza myśl o aktorstwie pojawiła się jeszcze w liceum. W krakowskim Teatrze STU wystawiane było przedstawienie "Szalona lokomotywa". Reżyserował je pan Krzysztof Jasiński (67 l.), a grali m.in. pani Maryla Rodowicz i pan Marek Grechuta (†61 l.). Przeczytałam ogłoszenie, że organizują przesłuchania do chóru. A że chodząc do liceum, uczyłam się też równolegle w szkole muzycznej na wydziale wokalnym, zgłosiłam się i zostałam przyjęta. Byłam bardzo szczęśliwa. Ta przygoda z Teatrem STU tak mnie nakręciła, że postanowiłam spróbować swoich sił jako aktorka.
Po maturze zdawałam do szkoły aktorskiej w Krakowie, ale nie dostałam się i zdecydowałam się wyjechać do Gdyni. Tam przez rok studiowałam w Studiu Wokalnym im. Baduszkowej. Po tym studium znowu próbowałam zdawać do szkoły aktorskiej. Dostałam się do Wrocławia.
Daleko od rodziców, Marianny i Tadeusza, czułam się wolna, niezależna i bardzo mi się to podobało. Po szkole przyjechałam do Warszawy i zostałam przyjęta do Teatru Powszechnego, gdy dyrektorem był pan Zygmunt Hubner (†59 l.). Przyjął mnie jako adeptkę na rok, wystąpiłam w przedstawieniu muzycznym "Ja Radwan". Nie ukrywam, że jako młoda osoba spoza środowiska warszawskiego miałam dosyć dużo szczęścia, bo potem jeszcze przez siedem sezonów występowałam na deskach Teatru Ateneum.