Super Express: - Serial "Uroczysko", w którym grasz główną rolę, wraca z drugim sezonem i cieszy się ogromną widownią. To duży sukces w czasach streamingu i setek kanałów telewizyjnych. Co dałeś temu serialowi, dzięki czemu widzowie tak go pokochali?
Antek Królikowski: - Mamy ciekawy format serialu, taki troszkę inny, nietypowy, ale zawsze pozostajemy wierni gatunkowi, jakim jest kryminał. Dużą zaletą "Uroczyska" jest obsada - tworzymy zgrany zespół małomiasteczkowego komisariatu z Agatą, Olkiem i Zuzą czyli Kasią Ucherską, Kubą Dąbrowskim i Julitą Koper. Taki młody zespół, ścigający przestępców, to niecodzienna formuła, ale dobrze się sprawdza. Nasi scenarzyści zaskakują nas coraz bardziej wymyślnymi zbrodniami i zagadkami kryminalnymi. Cieszę się, jeśli widzowie rozwiązują je razem z nami. Staramy się nie epatować przesadnie brutalnością. Mimo bardzo mrocznych niekiedy śledztw pamiętamy, że nasz serial, z racji godziny emisji, przeznaczony jest nie tylko dla widzów dorosłych.
- Serial emitowany jest od poniedziałku do piątku, a ty pojawiasz się w większości scen. Jak długo i jak intensywnie kręci się serial, który jest w telewizji codziennie?
- To intensywny czas, ale cała ekipa serialu po raz kolejny świetnie się spisuje. Dobra ekipa i aktorzy to klucz do tego, żeby serial powstawał w dobrej atmosferze, u nas to się udało. Praca nad serialem codziennym wymaga zapamiętywania sporych ilości tekstu praktycznie z dnia na dzień, niektóre dni bywają prawdziwym wyzwaniem, ale to właśnie lubię w tej pracy. W dodatku kryminalny charakter serialu wymaga od nas pełnej mobilizacji, szczególnie przy scenach pościgu, bójek, strzelanin. Niby taka mała miejscowość, a naprawdę sporo się dzieje (śmiech).
NIE PRZEGAP: Antek Królikowski przerywa milczenie. Szczerze o braku pracy, wzlotach, upadkach i sukcesie nowego serialu. WYWIAD
- Ale "Uroczysko" to niejedyny projekt serialowo-filmowy, który masz na horyzoncie, prawda?
- Tak, to prawda, choć póki co niewiele mogę zdradzić. Czekam na premierę filmu, w którym zagrałem jednego z polskich przywódców w czasach, kiedy Polski nie było na mapie świata. Cofnęliśmy się w czasie o 150 lat z bohaterem, który miał odwagę, by wyrazić swój sprzeciw, miał dość zaborców, powszechnej rusyfikacji i postanowił zawalczyć o Polskę i polski naród. Będzie to zdecydowanie patriotyczny film.
- Czujesz zatem, że zła karta się odwraca? Dostajesz więcej propozycji zawodowych?
- Nie rozpatruje tego w ten sposób. Cieszę się, że mam pracę, która daje satysfakcję, a wokół ludzi, z którymi czuję się dobrze i mogę realizować swoje plany. Staram się uważnie dobierać projekty, bo z niektórych wynika więcej kłopotów niż korzyści. Dostaję różne propozycje, ale nauczyłem się już kalkulować ryzyko i nie podejmuję się wszystkiego.
Antek Królikowski wyznaje: Nie będę żył pod publikę
- Skoro o tym mowa, w 2022 roku w sieci wylała się na ciebie fala hejtu. Jak to na ciebie wpłynęło? Odczuwałeś to na co dzień?
- Niektóre moje decyzje mogły wydawać się ludziom niezrozumiałe, ale opinia publiczna wie tylko niewielki procent tego, co działo się w moim życiu, a ja nie będę żył pod publikę. Sam wiesz, ile razy odmawiałem komentarza czy wywiadu, próbując rozwiązywać problemy osobiście lub w sądzie, a nie publicznie. Jednak nie zawsze się da. Czułem się przytłoczony, szczególnie widząc, jak to wszystko wpływa na moich bliskich. Ostatecznie bardzo nas to wszystkich umocniło jako rodzinę.
- Wyprowadzka do Wrocławia w związku z planem serialu "Uroczysko" spadła ci więc jak z nieba?
- Tak się złożyło, że już od roku pracuję i mieszkam we Wrocławiu, z czego bardzo się cieszę, mimo że, kiedy o tym opowiadam, Wrocław zagrożony jest kolejną powodzią…
Ironia losu - w 1997 roku też mieszkałem we Wrocławiu, ale z rodzicami. I pamiętam, jak nosili worki z piaskiem, pomagając przy zabezpieczeniu pobliskich budynków, w tym teatru, w którym pracowała mama. Oby tym razem nie skończyło się tak dramatycznie.
Antek Królikowski o rozwodzie z Joanną Opozdą. Na jakim etapie jest sprawa?
- Wiem, że nie chcesz wracać do przeszłości i wypowiadać się o byłej wkrótce żonie, ale wasza sprawa rozwodowa jest w toku, a jej końca nie widać. Na jakim jest etapie? Dlaczego tyle to trwa?
- Sprawa jest niejawna, nie będę wchodził w szczegóły. Wiadomo jednak przecież, że polskie sądy są zawalone pracą, przez co terminy są, jakie są. Też chciałem to wszystko załatwić szybciej, najlepiej ugodowo, ale niektóre kwestie wymagają czasu, więc uzbroiłem się w cierpliwość. Sąd zapoznaje się z dowodami, przesłuchuje świadków, a tych jest wielu, więc to może potrwać. Oczywiście kiedy zostanę wezwany przez sąd, który uzna, że jestem potrzebny, czy będzie miał pytania, to się stawię. Jednak, gdy potrzebny nie jestem, wolę skupić się na pracy i życiu, a kwestie prawne pozostawić mojemu pełnomocnikowi.
Jestem dobrej myśli, mam nadzieję, że uda się dojść do jakiegoś porozumienia, nad którym z mecenasem cały czas pracujemy. Więcej powiedzieć nie mogę.
- Antek, życie sprawiło, że doświadczenie zostania ojcem po raz pierwszy raczej nie wyglądało w twoim przypadku bajkowo. Nie masz kontaktu z synkiem. Czy dzięki temu doświadczeniu wiesz lepiej, jakim ojcem w przyszłości dla swoich dzieci chcesz być, a jakim na pewno nie chcesz?
- Wiele można mówić, ale liczą się czyny, nie słowa. Chcę być obecny, to dla mnie najważniejsze, bo widzę, jak ten czas ucieka. To jest trudne, bo mieszkam we Wrocławiu, a moja obecna praca wymaga ogromnych nakładów czasu. Nie mogę pracować mniej, mając na sobie takie zobowiązania finansowe, jakie mam. Nie da się pogodzić wszystkiego, to trochę błędne koło, więc zobaczymy, jak się wszystko ułoży. Nie mam niestety wpływu na wiele kwestii.
"Pamięć o tacie nigdy nie zgaśnie"
- Podobno wszyscy, prędzej czy później, chcąc, czy nie chcąc, zaczynamy przypominać swoich własnych rodziców i traktujemy dzieci tak, jak oni nas traktowali. W twoim przypadku to chyba dobrze?
- Zobaczymy. Brak taty jest odczuwalny dla nas wszystkich, jednak pewne wartości, które nam przekazał, z pewnością będę przekazywał dalej, a pamięć o nim nigdy nie zgaśnie w naszym domu. Mama Małgosia już jest wspaniałą babcią, a dzieciaki uwielbiają spędzać z nią czas.
- A jak myślisz, jaką mamą będzie Iza?
- Jest bardzo rodzinna, troskliwa i opiekuńcza, więc wiem, że świetnie sobie poradzi. Sam się jakoś tak uspokoiłem, cieszymy się codziennością i wspólnym czasem. Wiem, że stworzymy cudowny dom.
- To prawda, że gdyby urodził się wam synek, chcieliście dać mu na imię Paweł? To wzruszający pomysł.
- Mieliśmy taką myśl, ale od dawna wiedzieliśmy, że to będzie dziewczynka. Od początku byliśmy zgodni co do imienia, tak się składa, że nasze babcie mają tak samo na imię i obie się bardzo ucieszyły!
- Serdeczne gratulacje! Jak zareagowałeś, gdy dowiedzieliście się, że to będzie dziewczynka?
- Dzięki. Nie miałem jakichś preferencji, bardziej skupiliśmy się na tym, żeby mała była zdrowa. Ale gdy usłyszeliśmy, że to będzie dziewczynka, ucieszyłem się, będzie świetnie!
- Coś czuję, że będziesz ją rozpieszczać! Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Adrian Nychnerewicz