Sobotnie popołudnie, ok. godziny 13. Na rondo Jazdy Polskiej w centrum Warszawy wpada czarne auto Łapickiego. Nagle gwałtownie zjeżdża na pobocze. Słychać potworny chrzęst gniecionej blachy. Auto zatrzymuje się na słupku. Przechodnie zastygają z przerażenia. Po chwili z rozbitego samochodu wychodzi Andrzej Łapicki i jego ukochana żona Kamila. To cud, że nic im się nie stało.
Gdyby samochód trafił w sygnalizator świetlny, stojący tylko kilkadziesiąt centymetrów dalej, mogłoby dojść do niewyobrażalnej tragedii.
Łapiccy oglądają zniszczonego citroena. Nie mogą uwierzyć w to, co się stało. Przecież to była tylko chwila nieuwagi...
Ale Andrzej Łapicki nie traci zimnej krwi. Chwyta za komórkę i wzywa pomoc drogową. Wybitny aktor rezygnuje z wzywania policji. Uszkodzenia są na tyle poważne, że auto nie nadaje się do dalszej jazdy. Po chwili zjawia się laweta.
Koszt holowania to 500 zł. No i do tego dochodzi jeszcze remont auta. Andrzej Łapicki zdecydowanie nie może uznać tego weekendu za udany.