Artur Barciś: W lesie uczę się ról

2013-12-18 3:00

Artur Barciś najlepiej czuje się w domu położonym wśród drzew. - Tam ładuję akumulatory. Przyroda mnie inspiruje i dodaje energii - mówi aktor. Pewnie dlatego jest spokojny i zawsze z uśmiechem podchodzi do życia

- Nie bywa pan na bankietach i nie jest pan bohaterem medialnych skandali. Czy dlatego, że żyje pan blisko natury, zwraca pan baczniejszą uwagę na środowisko naturalne?

- Na bankietach bywałem, kiedyś. Ale to zdecydowanie nie jest i nie był sens mojego życia. Teraz, zamiast łazić na bankiety, wolę połazić sobie po lesie. Tam też uczę się roli i wtedy najlepiej wchodzi mi ona do głowy. A czy jestem ekologiczny... Na pewno nie jestem zwariowany na punkcie ekologii, noszę skórzane buty, niespecjalnie zwracam uwagę na to, z czego uszyte są moje ubrania, nie biegam w poszukiwaniu tzw. zdrowej żywności. Dbam jednak o środowisko. Kiedy widzę gdzieś na ulicy porzuconą plastikową butelkę, to ją podnoszę i wrzucam do pojemnika na swojej posesji.

- Segreguje pan śmieci?

- Robiłem to już na długo, zanim zaczęły się te wszystkie dyskusje na ten temat. Od wielu lat mamy na swojej działce odpowiednie pojemniki na śmieci i każdy odpadek trafia tam, gdzie powinien.

A z resztek organicznych robimy kompost. Specjalistką jest moja żona, która zajmuje się ogrodem.

- Czyli jest to kompost profesjonalny?

- Tego bym nie powiedział, nie mamy żadnych specjalnych urządzeń, a wiem, że są takie. Mamy za to trzy kompostowniki, każdy innego rodzaju. Jeden to beczka, do której trafiają szybko rozkładające się resztki, a dwa pozostałe są przeznaczone na resztki twardsze. Potem wszystko miesza się z ziemią i gotowe... mamy świetną ziemię pod kwiaty czy krzaki.

Zobacz: Artur Barciś wyznaje: żenię syna

- Czy rezultatem są dorodne ekologiczne owoce z własnego ogrodu, wyhodowane na zdrowym ekologicznym kompoście?

- Nie. Zamiast drzewek czy krzewów owocowych mamy kwiaty. Z wiosną sadzimy setki niecierpków, to nasze ulubione. Żona pięknie dobiera kolory, tworzy kwiatowe dywany. Nie podlewamy ich żadną chemią. One u nas same rosną jak szalone.

- Oszczędza pan prąd, gasi światło w pomieszczeniach, w których nikt akurat nie przebywa, sprawdza, czy kurki z wodą są zakręcone, stosuje ekologiczne kosmetyki?

- Jeśli chodzi o prąd czy wodę, to tak. Wydaje mi się to naturalne, bo w ten sposób chronimy tę naszą planetę. A co do kosmetyków, to one mają być dobre, skuteczne i przyjazne dla skóry.

- To, że jednak, choć nie określa się pan jako zagorzały ekoczłowiek, sprawy ekologii leżą panu na sercu, widać po akcjach, w których bierze pan udział...

Przeczytaj: Artur Barciś: Idę z duchem czasu

- To prawda. Chętnie uczestniczę w akcjach, które mają na celu edukację ekologiczną. Zwracają uwagę na to, jak dbać o naturę, żeby jej nie szkodzić. To np. Sprzątanie Ziemi. Po takich kampaniach od razu widać efekt, co jest ważne.

- Czy dziś w ogóle łatwo być ekologicznym, żyć bliżej natury i w zgodzie z nią? Może jeszcze komuś, kto mieszka w domu w lesie, tak, ale mieszkańcowi bloku?

- Sądzę, że to nie jest łatwe i nie ma szczególnego znaczenia, gdzie kto mieszka. Jesteśmy zasypywani torebkami plastikowymi. Nawet ci, którzy sprzedają ekologiczną marchewkę, pakują ją w foliową torebkę, która przecież rozkłada się przez kilkaset lat. Segregacja śmieci też jakoś nie bardzo nam wychodzi. Już nie mówiąc o takich rzeczach, jak cieknąca woda z kranu czy palące się niepotrzebnie światło. Być może posiadanie domu, nie mieszkania w bloku, wymusza pewne ekologiczne zachowania, jak np. utylizacja pod kompost resztek, ale dbać o środowisko można także, mieszkając w bloku.

- Podobno na państwa działce rosną szlachetne grzyby, borowiki. To chyba też dowód na to, że żyjecie państwo w zgodzie z naturą, bo prawdziwek raczej nie rośnie tam, gdzie mieszka człowiek...

- Z tymi borowikami to trochę przesada. Owszem, zdarzają się jakieś okazy, ale raczej nieliczne. Mamy natomiast dużo podgrzybków. Zbieramy je z czułością, bo nasze, własne.

- A kto jak kto, ale pan zna się na grzybach doskonale. Jest pan mistrzem grzybobrania, brał pan nawet udział w zawodach...

- To było w Długosiodle, na terenie nadleśnictwa Wyszków. Świetna impreza, ale mimo wszystko wolę zbierać grzyby kameralnie.

- Na wigilijnym stole potraw z grzybów nie zabraknie?

- Nie mogłoby zabraknąć. Zwłaszcza zupy grzybowej sporządzonej z maleńkich, gotowanych w całości borowików. Zupa jest przepisu mojej żony. To naprawdę mistrzostwo świata! Ja mógłbym ją jeść na okrągło, ale żona gotuje ją tylko raz w roku, na Wigilię. Twierdzi, że gdyby robiła ją częściej, to nie smakowałaby aż tak bardzo. I chyba ma rację.

Rozmawiała Bożena Stasiak

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki