Artur Żmijewski nie ma lekko. Ostre bóle głowy, z którymi zazwyczaj walczą kobiety, dopadają go, gdy tylko pogoda za oknami się psuje. Jesień i zima to dla niego walka o przetrwanie. - Przede wszystkim jestem meteopatą, który miewa bardzo bolesne i długotrwałe migreny. A pogoda jest czynnikiem, który sprzyja migrenom, szczególnie kiedy przez kilka kolejnych nocy z rzędu nie mam czasu, żeby porządnie się wyspać - zdradził aktor w magazynie "Skarb". - Trwa to od wielu lat i musiałem nauczyć się z tym funkcjonować. Kiedy bardzo boli, biorę środki przeciwbólowe i jak tylko uda mi się na chwilę zmniejszyć ból, ruszam do pracy i zajmuję się rzeczami codziennymi. Nie jestem zachwycony, kiedy za oknem jest ponuro, ale nie narzekam, bo nic mi to nie da - mówi aktor.
Jego sytuacji zdrowotnej nie poprawiają nerwy, z którymi nie zawsze sobie radzi. Stara się jednak dawać upust emocjom, najbardziej pomaga mu krzyk. - Gdybym nie krzyknął, to już dawno byłbym po pierwszym zawale albo udarze. Nie można w sobie gromadzić napięcia, bo ono jest zabójcze dla człowieka. Ale chyba najrzadziej krzyczę w samochodzie, choć zdarza mi się zakląć szpetnie, kiedy sytuacja na drodze doprowadza mnie do szału. Generalnie w zawodzie mogę sobie powrzeszczeć, to jest mój główny wentyl bezpieczeństwa - opowiada Żmijewski.