Początki jego kariery były znakomite. W latach 90-tych Bartosz Opania grał u Jacka Bromskiego, Magdaleny Łazarkiewicz i Jana Jakuba Kolskiego. Za rolę Józefa w "Historii kina w Popielawach" zyskał nominację do Orla. Rolą w komedii romantycznej "Zakochani" zdobył serca wielu pań. Potem przez kilka lat wcielał się w role doktora Witka Latoszka w "Na dobre i na złe". Potem w wywiadach przyznał, że chyba nie był przygotowany na taka popularność, zachłysnął się nią. A gdy propozycje przestały napływać, zapadł na depresję: "Byłem chory na depresję i ta choroba bardzo dużo mi zabrała. Chciałbym namawiać wszystkich, aby pochylali się nad takimi osobami i byli bardzo czujni, bo to jest naprawdę bardzo przewlekła, ciężka choroba" - uczulał na lamach Super Expressu. Na szczęście udało mu się zwalczyć chorobę, ale na ekranach przez wiele lat pojawiał się jedynie sporadycznie.
Bartosz Opania po latach posuchy wraca na ekrany. W międzyczasie został żołnierzem
Zdecydował się więc na karierę w wojskowości. Podczas wizyty w "Dzień dobry TVN" wyjaśniał: - Myślałem już o wojsku po Czeczenii. Ale po napadzie na Gruzję już zacząłem bardzo poważnie o tym myśleć. A w momencie, kiedy napadli na Ukrainę, zdecydowałem, że po prostu muszę być bliżej wojskowości. Muszę się czegoś nauczyć. Wstąpiłem wtedy do Obrony Narodowej i większość z nas, kiedy powołano WOT, znalazło się właśnie w jego szeregach. Dodał jednak, że nie zamierza zupełnie rezygnować z aktorstwa, a dowód tego możemy oglądać na kinowych ekranach. W filmie "Miłość jak miód", który premierę miał kilka dni temu Opania znów zagrali amanta. - Bycie aktorem i bycie żołnierzem to są dwie różne historie mojego życia, równoległe. Oczywiście aktorstwo jest moim zawodem, powołaniem, które traktuje bardzo poważnie. Ale obowiązki żołnierskie są teraz najważniejsze - przyznał. Na premierze widać było, ze jest w dobrej formie. 53-letni aktor na ściance brylował wystylizowany na niegrzecznego chłopca. mimo upływu lat nie stracił młodzieńczego uroku.