Spotkaliśmy ich ostatnio w Sopocie. Żar lał się z nieba, ale małżonkowie spacerowali niespiesznie po centrum miasta. Uśmiechali się do siebie, obdarzali czułością. Michalczewski co chwila obejmował Basię, głaskał po włosach, delikatnie całował. W przechadzce towarzyszył swojemu państwu biszon kędzierzawy o wdzięcznym imieniu Darina. Piesek, którego Darek sprowadził dla Basi prosto z Francji, jak widać zadomowił się już w Trójmieście.
Jednak spacer w takim upale szybko zmęczył Basię Michalczewską. Wskazała więc zacieniony ogródek i cała trójka natychmiast usiadła w pobliskiej restauracji. Zamówili coś do jedzenia i do picia. Basia pilnowała jednak, aby jej mąż nie wypił za dużo chłodnego piwka. Wiadomo, w takim upale alkohol jest wyjątkowo niebezpieczny.
Darek to sławny sportowiec, były mistrz świata w boksie. Nie należy się więc dziwić, że gdziekolwiek się pojawi, natychmiast jest rozpoznawany. Tak było i tym razem. Małżonkowie łaknący chwili spokoju musieli więc opuścić to nazbyt widoczne miejsce. Udali się więc do domowego zacisza.
Trzeba przyznać, że Basia świetnie wygląda w błogosławionym stanie. Ma też wielki wpływ na Darka. Już dawno nikt nie widział tak ujarzmionego "Tygrysa". Ten natomiast żyje tylko jednym - przyszłymi narodzinami ich syna. O niczym innym nie potrafi już mówić.
- Termin porodu mamy wyznaczony na wrzesień. A Basia, co najważniejsze, czuje się dobrze - mówił nam bokser.