"Super Express": - Jaki jest przepis na miłość?
Beata Kozidrak: - Moim zdaniem? Najpierw trzeba znaleźć w sobie pokłady miłości dla innych, a potem zrozumieć, że nie ma księcia z bajki ani księżniczki. Każdy ma wady, zalety, więc spróbujmy się akceptować. A potem cieszmy się drobiazgami i nie rozchodźmy się po małym kryzysie. To nie tak, że cały czas jest ta sama temperatura w związku, musi być trochę Antarktydy i Afryki.
- Jesteście małżeństwem 33 lata, macie dwie piękne córki, wnuka. Trudno w waszym wypadku pomyśleć: "oni przeżyli kryzys".
- Przeżyliśmy jak każdy, to nie jest małżeństwo usłane różami. Oboje mamy duży temperament.
- Jakie cechy ma prawdziwy mężczyzna? Proszę podać chociaż pięć...
- Odpowiedzialny, opiekuńczy, bezwarunkowo silny w decyzjach, pomysłowy, dowcipny, kochający, wrażliwy... A Andrzej jest szalony, ale też bardzo odpowiedzialny. Ma wszystkie cechy prawdziwego mężczyzny, których dziś brakuje młodym panom.
- Czytamy w książce, że lubi pani robić mężowi niespodzianki. Jakie?
- Będziecie państwo pewnie się śmiać z tego, ale często jest to coś zwyczajnego, np. kulinarne niespodzianki.
- Pani gotuje?
- Oczywiście. Kiedy mogę.
- Popisowe danie?
- Myślę, że mogę pochwalić się pieczonym mięsiwem, indykiem, robię pyszne sosy. Kuchnia jest sztuką. Jak dorwę się do garnków, bardzo się staram, by później wszystkim smakowało. Lubię zajmować się domem. A raz, wracając do niespodzianek, kiedyś Andrzej miał urodziny, a my byliśmy w trasie, zamówiłam romantyczną kolację w restauracji. Stół przygotowany dla niego - z potrawami, ze świecami, kwiatami - miał wjechać na górę. Andrzej siedzi na dole i myśli sobie, tak mi to później opowiadał: "Jaki szczęściarz ten, kto dostanie taki prezent!". A to było szykowane dla niego.
- Od lat mieszkacie w Lublinie. Nie zmieni pani adresu? Przecież w Warszawie się dzieje.
- Mam mieszkanie w Warszawie, ale mój adres jest pod Lublinem... Kiedy szukaliśmy domu, nasz sukces był na tyle duży, że nie musieliśmy wybierać stolicy, a znaleźliśmy piękny dom pod Lublinem. Poza tym kilka lat temu mama została wdową, potrzebowała pomocy. Mam tu siostrę, brata. Dziś mogłabym w zasadzie mieszkać wszędzie, nawet w Hiszpanii, bo mamy tam dom, ale nie chcę. Tam jest "maniana", "jutro", "powoli", a ja potrzebuję adrenaliny.
- O pani bogactwie krążą legendy. Na którym miejscu umieściłaby się pani na liście 500 najbogatszych Polaków?
- Nie śledzę tego. Bogactwo materialne nie jest najważniejsze. W stanie wojennym nie mieliśmy z Andrzejem za co żyć, nieraz byliśmy pod wozem. A teraz mamy, co mamy, z naszej pracy, z naszych dwóch talentów. Jestem z tego bardzo dumna, bo nic nie spadło nam z nieba... Fortuny zdobywane są w różny sposób, a ja mogę powiedzieć, że jestem krystalicznie czysta. A najważniejsze jest to, że udało nam się z wielką klasą wychować córki, że szanują nas, że stanowimy kochającą się rodzinę.