Zarówno Beata, jak i Jarek mają synów z poprzednich związków. Dziennikarka - Jasia (13 l.), a pogodynek - Franka (4 l.). Bliscy pary nie ustają jednak w pytaniach o wspólną pociechę. Tadla jednak się nie spieszy. Boi się bowiem porodu. Niechętnie nawet wraca wspomnieniami do tamtych czasów. Jej życie zawisło wówczas na włosku.
Tadla tuż po porodzie bardzo poważnie zachorowała. Lekarze zbyt długo zwlekali z cesarskim cięciem. A gdy się już zdecydowali, organizm był bardzo osłabiony. Beata zaraziła się gronkowcem, a potem - jakby wszystkiego było mało - dopadła ją sepsa. Do tego doszło obustronne zapalenie płuc. Była podłączona do respiratora i kroplówki.
- Był u mnie ksiądz z ostatnim namaszczeniem - wyznała w wywiadzie dla "Pani". Uratowała ją miłość do Jasia. - Na szafce przy łóżku stało zdjęcie mojego malutkiego syna. Jak mogłam odejść - Beata wspomniała o traumatycznych przeżyciach w ostatnim wywiadzie dla magazynu "Viva!".
Dopiero po 6 tygodniach mogła wziąć na ręce swojego synka. Wspomnienie jest tak bolesne, że do tej pory ciężko jej mówić o tamtych chwilach. Nic zatem dziwnego, że Beata nie zdecydowała się na kolejne dziecko. - Sama wiem, jak to jest być jedną nogą po tamtej stronie, i wiem, jak to jest, kiedy ksiądz udziela ostatniego namaszczenia. Trudny czas, ciężki. Być może dlatego nie zdecydowałam się na kolejną ciążę. Ze strachu - wyznała Tadla w jednym z wywiadów.
Zobacz też: Kasia Tusk okradziona! Obrobili konto córki premiera!
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail