- I tak nie rzucę palenia! W ogóle sobie tego nie wyobrażam. Tak jak nie wyobrażam sobie nie puścić dymka przy kawie czy przy koniaczku - mówiła jeszcze niedawno.
Pod koniec maja pani Beata przeszła zawał. Jeszcze przed opuszczeniem szpitala widzieliśmy, jak zaciąga się za budynkiem placówki. Doktor nauk medycznych Leszek Marek Krześniak w rozmowie z nami ostrzegał, że takim zachowaniem naraża się na najgorsze. - Ryzykuje kolejny zawał. Przykro mi to mówić, ale to się może skończyć tragicznie - ostrzegał. Nie-stety, miał rację. Chwilę po powrocie do domu, aktorka znowu została przewieziona do szpitala. Wszystko przez to, że nadal paliła. Dopiero kolejny pobyt w placówce uświadomił jej, że lekarze mają rację i musi się pozbyć nałogu. I udało się!
- Nie palę pięć tygodni. Radzę sobie, bo nie ma rady, a gdzie przyjemność? To nie jest trudne, jest przecież tyle miejsc, gdzie nie palimy. Myślę, że takie decyzje nie są bolesne. Pozbawiają nas jedynie szkodliwej przyjemności - mówi nam i dodaje, że nie wspomaga się w żaden inny sposób.
- Nie jestem uzależniona od nikotyny i zawsze sięgałam po najlżejsze papierosy. Mnie palenie sprawiało więcej przyjemności niż przywiązanie do nikotyny. W ruchu, w geście, w zapaleniu. Mogłam zapalić, zaciągnąć się dwa razy i zgasić - opowiada.