Wielka dama polskiego teatru nie lubi tracić czasu. Szczególnie teraz, gdy do świąt zostało kilka dni i musi spieszyć się z robieniem prezentów. Nawet na imprezę w butiku firmy Molton w jednym z warszawskich centrów handlowych pani Beata przyszła z włóczką i dwoma drutami.
Gdy inni robili zakupy, ona siedziała w fotelu i wyczarowywała modny sweterek. Jak się okazało, dziergała ponczo dla wnuka, 4-letniego Szymona. - Jestem fantastyczną babcią - chwaliła siebie aktorka.
Tyszkiewicz bakcyla do ręcznych robótek połknęła sama, bo jak przyznaje, jej mama miała dwie lewe ręce.
- Nie potrafiła nawet przyszyć guzika, a co dopiero mówić o robótkach ręcznych. A ja uwielbiałam i uwielbiam to robić. Potrafię też szyć. Pierwszą rzeczą, jaką uszyłam ze starego wojskowego płaszcza w 1959 r., była koszula. To był prezent dla mojego ówczesnego chłopaka. Wyglądał w niej tak świetnie, że Roman Wilhelmi (+55 l.) chciał ją od niego odkupić - wspomina aktorka.