Bożena Dykiel: - Każde Boże Narodzenie jest dla nas wyjątkowym świętem. Każde jest inne. Zawsze czekamy na nie z niecierpliwością, wszyscy - dorośli i dzieci. W tych świętach jest jakaś szczególna magia. Te smaki, te zapachy, ta cała oprawa tworzą niepowtarzalną atmosferę. Zawsze lubiłam Boże Narodzenie i to nie tylko ze względu na prezenty.
Mieczysław Hryniewicz: - A ja kiedyś ich nie lubiłem. Bo nie lubię, jak się mnie do czegoś zmusza. Miałem siedzieć przy stole, bo tak było trzeba, śpiewać kolędy, kiedy wcale tego nie chciałem, uczestniczyć w przygotowaniach do świąt. Cała atmosfera jakoś do mnie nie docierała. Ale kiedy już dotarła, to... zakochałem się w świętach Bożego Narodzenia.
- Wyobrażacie sobie państwo Boże Narodzenie poza domem?
B.D.: - Nie ma nic wspanialszego niż święta w domu, do którego wszyscy ciągną, w którym wszyscy się spotykają i gdzie każdemu jest dobrze. My właśnie taki dom mamy. W naszym domu panuje taka atmosfera, że każdy łapie tu energię i potem, naładowany nią, może pędzić dalej. Nie, nie wyobrażam sobie świat gdzie indziej. Dwa razy byliśmy w tym czasie w ciepłych krajach, ale to nie było to. Czegoś nam brakowało.
M.H.: - Jeszcze parę lat temu na takie pytanie odpowiedziałbym, że tak, wyobrażam sobie spędzenie świąt Bożego Narodzenia w ciepłych krajach, ale tylko pod warunkiem, że mam wszystkich najbliższych przy sobie. Dziś już nie, bo odkąd zakończyłem budowę domu, to chcę mieć przy sobie rodzinę i z nią zasiadać do świątecznego stołu.
- A jak przygotowania do świąt?
B.D.: - Ja lubię mieć zawczasu wszystko zapięte na ostatni guzik. Ale to nie jest tak, że wszystko robię sama. Owszem, kuchnia należy do mnie, ale do pewnych prac zaprzęgam i męża, i córki. Oni są moimi podkuchennymi. Tu coś pokroją, tam obiorą, ułożą, podadzą. Zawsze działam według planu, z góry planuję, co i w jakim czasie mam zrobić. Np. kiedy nastawić zakwas na barszcz. Z prezentami też nie czekam na ostatnią chwilę, zwykle przed 20 grudnia mam już wszystkie popakowane.
M.H.: - U nas też każdy ma swoje zadania. Tak było w moim rodzinnym domu. Nie jestem dobry w kuchni, ale sprawdzam się jako zaopatrzeniowiec. Ale najbardziej lubię kupować choinkę. Wybieram się na plantację i tam oglądam, przebieram, bo drzewko musi być piękne. I żywe.
- Przestrzegacie państwo tradycji wigilijnej kuchni?
B.D.: - Nie przesadzam z bezwzględną obecnością dwunastu potraw, ale oczywiście pewne tradycje muszą być zachowane. Już wspomniany barszcz czerwony na zakwasie i moje popisowe danie - śledzik. Zwykle kupuję ok. 3 kg śledzi, obieram je, moczę 2 godz., często zmieniając wodę. Potem odsączam, kroję, skrapiam sokiem z cytryny z odrobiną cukru i pieprzu, potem smaruję musztardą, wkładam do słoików i zalewam oliwą. Robię też inne śledzie. Obowiązkowo goszczą na naszym stole grzybowe placuszki, kapusta z grzybami, karp w galarecie.
M.H.: - U nas jest trochę nietypowo. Zaczynamy od... kutii, bo tak jadało się u mnie w domu. Natomiast karpia zaczęliśmy jadać dopiero od niedawna. U nas się go nie jadało, ojciec go nie lubił z powodu ości. Ale teraz nie wyobrażamy sobie wigilii bez karpia z piekarnika. Kuchnią zajmuje się głównie moja żona, Ewa.
- Jakie będą tegoroczne święta?
B.D.: - Oczywiście wyjątkowe, radosne, rodzinne.
M.H.: - W naszym nowym domu zasiądą trzy pokolenia. Będziemy się cieszyć i śpiewać kolędy, które grać na pianinie będzie moja żona.
- Życzymy, żeby pod choinką spełniły się wszystkie państwa marzenia.