- Tutaj trzy osoby konkurowały o to, kto ma przynosić prezenty dzieciom. Z jednej strony Dzieciątko, co samo w sobie było dla mnie dziwne, bo raczej trudno takiemu maluchowi unieść cokolwiek. Z drugiej strony Gwiazdor, który przynosi prezenty tylko poznaniakom. No i z trzeciej Święty Mikołaj przynoszący podarki tylko tym pijącym colę - śmieje się Bilguun. W jego rodzinnym kraju jest zupełnie inaczej i, jak uważa, dużo prościej to wszystko wygląda. - U nas to rodzice przynoszą dzieciom prezenty, których nie kładą pod choinkę, ale za jurtę,
w której mieszkamy. Zazwyczaj jest to suszony udziec, kilogram wełny albo owcze oko na szczęście. I to jest najuczciwsze - wyznał.