52-letni Artur W. cieszył się dobrą opinią, a jego papiery, w momencie przyjmowania do pracy, był bez zarzutu. Nikt się wtedy nie spodziewał, jaki dramat rozegra się później w klinice Budzik. Na sali, gdzie odbywały się zajęcia z terapeutą (na prośbę rodziców) nie było monitoringu. O całej sprawie poinformował zmartwiony ojciec, którego dziecko nerwowo reagowało przed spotkaniami z mężczyzną.
ZOBACZ TAKŻE: Ewa Błaszczyk szczęśliwa. Cud w jej klinice
Kiedy Dyrektor placówki dowiedział się o zdarzeniu niezwłocznie poinformował odpowiednie służby. Śledztwo zostało wszczęte 11 maja. - Policja zobowiązała nas do utrzymania wszystkiego w tajemnicy. Chodziło o to, by nie spłoszyć tego mężczyzny i by nie pozbył się obciążających go materiałów – zdradziła Błaszczyk.
Aktorka i prezes fundacji "Akogo?" nie ukrywa, że jest zbulwersowana całą sytuacją: - To jest bestialstwo. W głowie się nie mieści, że ktoś robi krzywdę osobom w tak traumatycznej sytuacji, tak bardzo bezbronnym – powiedziała w rozmowie z WP.
Artur W. trafił na 2 miesiące do aresztu. W jego sprawie wciąż jednak toczy się śledztwo. Władze kliniki nie wiedzą, jak długo mężczyzna krzywdził bezbronne dzieci.
ZOBACZ TAKŻE: Powstanie film o Ewie Błaszczyk. "Zanosi się na ciężką pracę i silne emocje"