Ciężko wyobrazić sobie ogrom tragedii, który spadł na głowę Grażny Błęckiej-Kolskiej. Aktorka w 2014 roku w wypadku samochodowym straciła ukochaną córkę - jedynaczkę Zuzię. 23-latka jechała w aucie, które prowadziła jej mama. Aktorka w pewnej chwili straciła panowanie nad samochodem, który uderzył w latarnię, a następnie dachował. Sąd uznał Grażynę Błęcką-Kolską winną spowodowania wypadku. Gwiazda "Kogla-Mogla" poddała się wyrokowi sądu pół roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na pięć lat.
Teraz aktorka pomału wychodzi na prostą. Niedawno wraz z przyjaciółką, Lucyną Schumacher-Gebhard, założyła fundację Fabryka Sensu, która zbiera środki i przeznacza je na stypendia dla zdolnej, lecz biednej młodzieży. Organizacja założona przez Błęcką-Kolską przyznaje również nagrody imienia jej zmarłej córki. Aktorka małymi krokami zaczęła powrót do sfery publicznej. Jakiś czas temu pojawiła się na premierze dokumentu "Mów mi Marianno". Teraz zdecydowała się na pierwszy od śmierci Zuzi wywiad. Przyznała w nim, że aby przetrwać, musiała wykazać się dużym samozaparciem. Jednocześnie dodała, że nadal nie znajduje w sobie wystarczająco dużo siły, by poradzić sobie z traumą.
- Mnie się wydaje, że w ogóle nie mam siły, to tylko z zewnątrz tak wygląda, że mam. Ale co to znaczy mieć siłę? Nie odebrać sobie życia? Nie zapić się, nie zaćpać? - zastanawia się aktorka.
Duża część wywiadu Grażyny Błęckiej-Kolskiej dla "Zwierciadła" dotyczy Zuzi. Słowa aktorki o córce naprawdę chwytają za serce.
- Moja znajoma zaproponowała, żebym wyrzuciła rzeczy córki, bo to mi pomoże. Przecież nie da się wyrzucić swoich 23 lat bycia matką… Zuzia była, jest i będzie dla mnie najważniejsza. (...) Nie lubiła, żeby o niej publicznie mówić. Nie chciała niczego zawdzięczać nazwisku, dlatego zdecydowała się na studia na Uniwersytecie Westminister w Londynie. Była bardzo wrażliwa, pozytywna, ciekawa świata. Londyn ją otworzył, stał się jej miastem. Miała wiele talentów – pięknie fotografowała ludzi, ale też miejsca. Kręciła zabawne filmiki, rysowała, komponowała, pisała teksty piosenek, śpiewała – w domu czasem do piątej rano – pisała artykuły o muzykach do anglojęzycznych gazet. Do końca jeszcze nie odkryłam wszystkiego, co zrobiła, bo nie mam siły otworzyć jej komputera… Była moim największym nauczycielem. Nauczyła mnie zdrowego odżywiania, to był jej konik, podrzucała tytuły książek do przeczytania, dopingowała do walki o siebie - czytamy w "Zwierciadle".
Aktorka wyznała, że ma poczucie winy i straszną tęsknotę. W radzeniu sobie z tragedią pomaga jej psycholog. Jakie ma plany na przyszłość? Grażyna Błęcka-Kolsca stara się skupić na prowadzeniu fundacji. Czy wróci do aktorstwa? Czas pokaże, a wszyskto zależy od tego, czy będzie chciała wrócić do gry.
- Ja nic nie muszę. Najbardziej zależy mi na wystawie i stypendium imienia Zuzi. A film? Zobaczymy. Nie myślę długofalowo, stawiam małe kropki. Jestem sobie sterem, żeglarzem i okrętem. Chcę pracować, to będę pracować, nie chcę, to nie będę. Chcę rozmawiać z ludźmi, to rozmawiam, nie chcę, to zamykam drzwi. Chcę żyć, to będę żyła, nie chcę żyć, nie będę. Spokoju nie ma i nie będzie. Mam poczucie winy, straszną tęsknotę… Trafiłam na dobrego psychologa, bardzo mi pomaga. Dla mnie priorytetem jest teraz fundacja, jak mantrę powtarzam, że musimy zbierać pieniądze na stypendium. Może wtedy przyjdzie mała radość… - dodaje ze smutkiem Grażyna Błęcka-Kolska w wywiadzie dla "Zwierciadła".
ZOBACZ: Grażyna Błęcka-Kolska wraca do pracy po śmierci córki? Aktorka powoli wraca do świata