I nagle z jego zdrowiem zaczęło dziać się coś nie tak. Okazało się, że to białaczka. Lekarze pocieszali go, ale żonie mówili: ma 8, może 10 procent szans na przeżycie. Swoją walkę o życie jednak wygrał.
- Na kilka dni przed stanem wojennym pojechałem znowu do USA. To był przypadek, ale wielu mówiło, jaki on sprytny, wiedział kiedy... A dla mnie to był straszny czas. Żona z córką zostały w kraju. 6 miesięcy bez jakiegokolwiek kontaktu - wspomina tamten wyjazd Mec.
Ale wrócił do Polski. W latach 90. wybudował wymarzony dom. Jednak szczęście nie trwa długo... Ale z końcem poprzedniego wieku nad jego życiem zawisły czarne chmury... - Zaczęło się niewinnie. Ja, nocny marek, już o godz. 22 lądowałem w łóżku! Przemęczenie - myślałem. Zlekceważyłem objawy. A kiedy zrobiłem w końcu badania, to ilość talibów, jak ja to nazywam, we krwi, wskazywała już na ostrą białaczkę - artysta zawiesza głos. - Lekarze uśmiechali się do mnie, ale żonie mówili: ma 8-10 proc. szans na przeżycie. W tym czasie zmarli George Harrison (58 l.), Gilbert Becaud (74 l.), Grzegorz Ciechowski (44 l.). Mówiłem sobie: o, to jest taka łapanka, że ja stąd nie wyjdę - wspomina piosenkarz.
Jednak dobry los zesłał na jego drogę profesora Jerzego Hołowieckiego (72 l.) z Kliniki Hematologii i Transplantacji Szpiku w Katowicach.
- Mimo że miałem swoje lata, zdecydowałem się na przeszczep szpiku. Dawcą była moja siostra Danuta. Przeżyłem. Nie wiem, czy to dzięki nastawieniu do życia. A może po prostu nie pasowałem im tam, za słaby byłem? - mówi, pokazując niebo.
Niestety do pełnej formy po chorobie już nie wrócił. To, co przeżył, zmieniło jego życie. - W szpitalu napatrzyłem się na cierpienie. Dałem tam już dwa recitale, to były najbardziej wzruszające koncerty. W 2005 roku wydałem płytę "Recepta na życie", nie ukrywam, to plon tamtych chorobowych doświadczeń - opowiada Mec.
Na tej płycie znajduje się specjalny utwór "Przyjaciele po to są".
"Gdy twój świat rozpada się, wezwij mnie, wezwij mnie... Czujesz, że dziś jak dziecko boisz się, wezwij mnie, zjawię się... Przeprowadzę cię przez mrok..." - te słowa mówią wszystko.
Krzysztof Tyniec (53 l.) po wydaniu tej płyty zadzwonił do Meca i powiedział: "Wzywałeś mnie, więc jestem". Wiele osób kupiło tę płytę, by dodać otuchy bliskim leżącym w szpitalu.
- Nie ukrywam, po chorobie nie wróciłem w pełni do formy. Zawsze się coś odzywa. Także na koncertach życzę ludziom: Zdrowia, zdrowia i... I kiedy ludzie mówią: "Jeszcze raz zdrowia", ja kończę "szczęścia", bo ludzie na "Titanicu" mieli zdrowie, ale nie mieli szczęścia - kończy artysta.