Szyca bardzo zabolała niespotykana jeszcze w kraju fala krytyki. Szczególnie źle zniósł cios od Raczka, znanego autorytetu w dziedzinie kina.
- Patrząc na Gąsiorowską, Bohosiewicz i Szyca, grających główne role, czułem się tak, jakbym patrzył, jak ktoś przerabia kochanych członków rodziny na dziwki i alfonsów - pisał krytyk o filmie "Kac Wawa".
Borys był załamany. Najpierw zaczął szydzić z Raczka. "Jak napisał Harold Pinter: krytycy to jednonodzy teoretycy skoku w dal. Krytykować jest najłatwiej, a zwłaszcza my, Polacy, to uwielbiamy. Sam chciałbym dostawać same dobre scenariusze...", "Może by pan coś wyreżyserował panie Tomaszu?" - takie wpisy zostawiał znany aktor. Jednak Borys zdał sobie sprawę, że brnie w złą stronę. Zmienił więc ton. - Zgłasza się do ciebie producent "Wojny polsko-ruskiej", za którą zgarnąłeś wszystkie nagrody, reżyser "Południe-Północ", małego ambitnego filmu, za który dostałem nagrodę w Cieszynie, grają sami znajomi i to świetni aktorzy... Chodzi o to, żeby nie zapominać o dobrych rzeczach. A tu zrobiła się gigantyczna reklama "Kac Kupy" jak to nazywacie... - bronił się Szyc.
Raczek przyjął tę samokrytykę. "Cieszę się z tego i doceniam fakt, że aktor wystąpił w obronie swojej roli. Paradoksalnie: moja krytyka filmu też była w jego obronie. A może raczej w obronie perspektyw jego kariery" - napisał w weekend krytyk.