Takie wyznanie jest naprawdę szokujące. Gdy rok temu Polska została sparaliżowana wirusem SARS-CoV-2, Borys Szyc wraz z żoną Justyną Szyc-Nagłowską (41 l.) świętowali narodziny syna Henryka.
- Urodził się w pierwszy dzień wiosny, dokładnie wtedy rozwinął się lockdown. Pamiętam, że zamknęli nam szpital dzień po tym, kiedy urodziliśmy. Zatem zostałem w tym zamkniętym szpitalu, z żoną i synkiem, cztery dni. To się przeciągnęło w zasadzie na pięć miesięcy nicnierobienia zawodowo – opowiada Borys w wywiadzie dla „Show”.
To jednak w żaden sposób nie było dla niego frustrujące.
ZOBACZ: Ciężarną Agnieszkę Włodarczyk dopadł koronawirus. Dopiero dziś miała siłę odezwać się do fanów
- Dla mnie było zbawieniem – to nigdy nie wydarzyłoby się w „normalnym trybie”, w przedpandemicznym świecie. Mogliśmy patrzeć, jak synek rośnie, a potem znów ruszyłem do pracy – na planie serialu „Warszawianka” dla HBO. I kończyliśmy jeszcze „Listy do M. 4” – dodaje.
Aktor świata nie widzi poza swoim rocznym synkiem i często wrzuca jego zdjęcia do sieci. Od lat Szyc nie był tak szczęśliwy jak teraz.