Nie popełnił samobójstwa ani też nikt go nie zamordował. Nie był to też nieszczęśliwy wypadek. Filip Pietkiewicz przedawkował. I ten wynik toksykologicznych badań zszokował Monikę Richardson. Jej ukochany brat Filip stracił życie przez narkotyki.
Filip Pietkiewicz miał ślady po wkłuciach
Gdy 8 marca filmowca znaleziono martwego w jego mieszkaniu w podwarszawskim Rembertowie, wszyscy zastanawiali się, co było przyczyną śmierci pełnego życia 35-latka. Teraz prokuratura nie ma już wątpliwości.
- Po wstępnej sekcji zwłok w marcu nie zauważono mechanicznych uszkodzeń ciała, ale były widoczne liczne ślady po wkłuciach - mówi prokurator Mariusz Piłat, pierwszy zastępca Prokuratora Okręgowego Warszawa-Praga w Warszawie w rozmowie z "Super Expressem".
- Dlatego zlecono badania toksykologiczne, które wykazały stężenie opiatów zaliczone do stężeń spotykanych w zatruciach śmiertelnych heroiną. Biegli orzekli, że przyczyną śmierci było zatrucie opiatami w skojarzeniu z działaniem toksycznego alkoholu etylowego - dodaje.
Brat Moniki Richardson był duszą towarzystwa
Dla Moniki Richardson i jej rodziny ta informacja to prawdziwy cios w serce. Ale Filip nigdy nie ukrywał, że lubi towarzyski i imprezowy tryb życia. Potwierdzali to jego znajomi w komentarzach na jego profilu na portalu społecznościowym.
"Gdy się pojawiał, robiło się zawsze wesoło" - napisała tuż po śmierci Filipa jedna z jego koleżanek.
Pietkiewicz pracował w firmie produkującej programy telewizyjne, ATM Grupa S.A. Mama Filipa i Moniki, Barbara Trzeciak-Pietkiewicz, jest tam członkiem rady nadzorczej. Młody filmowiec zatrudniony był m.in. przy takich produkcjach, jak "Licencja na wychowanie" czy "Sex FM". Był asystentem kierownika produkcji.