Ciąża i ostatnie jej tygodnie na oddziale w szpitalu, wykończyły aktorkę. Potem jej synkowie, Janek i Franek, spędzili jeszcze miesiąc w inkubatorach. To był dla Brodzik bardzo trudny czas.
- O godzinie 7.30 każdego ranka pojawiałam się w szpitalu z mlekiem z nocy. Nie mogłam się rozklejać, pilnowały mnie położne i pielęgniarki pracujące na oddziale neonatologii. Gdy widziały mnie nieumalowaną czy zapłakaną, bez ogródek mówiły: „Ej, twoje dzieci potrzebują uśmiechniętej i zadbanej mamy. Ogarnij się” - mówi aktorka w wywiadzie dla styczniowego numeru miesięcznika "Pani".
Później przez cztery miesiące sami razem z partnerem Pawłem Wilczakiem, opiekowali się synami. Uważali, że to obowiązdek rodziców być z dziećmi przez pierwsze tygodnie ich życia. Joanna Brodzik wyznaje jednak, że to nie były łatwe miesiące.
- Na szczęście wszystko wraca do normy. Któregoś dnia budzisz się i myślisz: „OK. Świat co prawda całkiem się zmienił, ale znów ma swój porządek, początek i koniec”. Przychodzi czas na załatwianie spraw urzędowych, wyjście do kina - twierdzi aktorka.
Brodzik jest też ostarożniejsza w mówieniu o swoim partnerze, Pawle Wilczaku. Jak podaje miesięcznik "Pani", o tym, że mają się świetnie chętniej opowiadają ich wspólni znajomi.
- Kiedyś dzieliłam się swoim życiem, a później zapłaciłam za to wysoką cenę. Mam poczucie, że jestem z właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. W ostatnim czasie wydarzyło się w naszym życiu bardzo wiele. Sprawdziliśmy się w tej sytuacji jako para i jako rodzice - mówi Joanna.
Z wywiadu w "Pani" dowiadujemy się także, że aktorka jest bardzo pedantyczną panią domu. Zdarza jej się zagalopować w sprzątaniu, ale ich wspólna znajoma, dziennikarka Marzena Rogalska, przyznaje, że dzięki temu w mieszkaniu jest nieskazitelnie czysto.
- U nich nawet na podłodze można by robić operację na otwartym sercu. Wszystko ma swoje miejsce. Wiadomo, gdzie leży durszlak, a gdzie nożyczki do paznokci - mówi Rogalska.