Był jednym z najwybitniejszych polskich aktorów. Najczęściej drugoplanowym. Ma na swoim koncie ponad 130 ról filmowych. Bronisław Pawlik urodził się w 1926 r. w Krakowie. W czasie wojny pracował na kolei. Dzieci pokochały go za „Misia z okienka”, z którym wiąże się pewna niechlubna anegdota, do której sam Pawlik się nie przyznawał. Otóż nie wiedząc, że jest jeszcze na wizji, miał powiedzieć: „A teraz, drogie dzieci, pocałujcie Misia w dupę, idę na wódkę”.
Nazywano go aktorem charakterystycznym, który potrafił sprawdzić się zarówno w roli pierwszoplanowej, jak i w epizodzie.
- Aktorstwo było z nim zrośnięte niemal biologicznie – mówił o nim Jan Kociniak.
Był duszą towarzystwa. Koledzy go uwielbiali i cenili za profesjonalizm oraz poczucie humoru, widzów zjednał sobie serdecznością i ogromnym talentem. Pawlik cenił sobie pracę w teatrze, gdzie jeszcze jako student, poznał swoją żonę, również aktorkę, Anielę Świderską. To była miłość od pierwszego wejrzenia – zakochani szybko wzięli ślub i od tamtej pory byli praktycznie nierozłączni. Doczekali się córki Anny. Oczywiście w ich małżeństwie zdarzały się kłótnie.
- Czasem żona mówi o mnie "choleryk”, za chwilę poważnie tłumaczy, iż jestem człowiekiem trudnym, a jednocześnie takim, z którym można wytrzymać nawet dwieście lat – mówił przed laty Pawlik w wywiadzie dla "Na żywo".
Nie był człowiekiem łatwym. O jego wybuchowym temperamencie krążyły w branży legendy.
- W robocie bardzo nerwowy, trudny do prowadzenia, ale w środku dusza anioła! – mówił o nim w Polskim Radiu reżyser Zdzisław Dąbrowski. - Te "awantury”, które urządzał, nie były po to, by zniszczyć kogoś, ale po to, by siebie podbechtać, by emocja była maksymalna. I to się sprawdzało. - Był bardzo lubiany jako człowiek. Z temperamentu raptus, bardzo pobudliwy, co powodowało często wiele zabawnych sytuacji, ale też, jeżeli ktoś go jeszcze nie znał, zadrażnień. Nikt tego nie brał na serio, bo był to człowiek o gołębim sercu i w gruncie rzeczy bardzo nieśmiały - dodawał Olgierd Łukaszewicz.
Świderska okazała się dla niego idealną partnerką. Nigdy nie narzekała, że pozostaje w cieniu męża, jego popularność ją cieszyła, nie zazdrościła mu sukcesów.
Artysta nie wykorzystywał swojej sławy. Choć kobiety go uwielbiały, pozostawał wierny swojej żonie. Ona zaś ufała mu całkowicie. Mawiano, że to nie rutyna czy inna kobieta zniszczyła ich małżeństwo, a alkohol.
Pawlik stres próbował niwelować zaglądając do kieliszka.
- Wylewał na siebie hektolitry wody kolońskiej, to była taka próba oszukania otoczenia przez nałogowego alkoholika. Że niby nie czuć wtedy alkoholu i wszystko jest w porządku, podczas gdy nic nie jest w porządku, bo to choroba – opowiadał niegdyś znajomy Pawlika.
Świderska przez lata znosiła to cierpliwie i w milczeniu, wierząc, że mąż pokona chorobę alkoholową. W 1998 r. trafił do szpitala z powodu wylewu krwi do mózgu, ale dzięki szybkiej interwencji lekarskiej wrócił do zdrowia i do pracy. Następnie zdiagnozowano u niego nowotwór żołądka. Tym razem lekarzom nie udało się go uratować. Aktor zmarł 6 maja 2002 r. Pochowano go na Starych Powązkach w Warszawie.