- Dłuższy czas nie pojawiała się pani na szklanym ekranie. Czy ta nieobecność wynikała ze zmian, jakich potrzebowała pani w swoim życiu?
- Myślę, że tak. Totalnie przewartościowałam swoje życie. Nie do końca jest też tak, że ja nagle wróciłam do filmu, decydując się na grę w tym serialu. Wróciłam dużo wcześniej, grywałam tu i ówdzie. Rola w "Domu nad rozlewiskiem" nie jest nagłym powrotem po 20 latach nieobecności. W pewnym momencie coś się stało w moim życiu i postanowiłam zająć się czymś innym, odpuścić sobie zawód aktorki.
- Ale ten aktorski zew się odezwał...
- To był fakt uświadomienia sobie, że ja to lubię robić, że ten aspekt aktorki jest we mnie żywy i nie ma sensu go dalej tłumić. To mi wystarczyło. Prawda jest też taka, że nie robiłam zbyt wiele, żeby go na dobre zaspokajać i zadowalać.
- To jak pani nazwie tę dłuższą chwilę przerwy?
- Ja się znalazłam na życiowym zakręcie. Wiedziałam, że w taki sposób, jak to wyglądało do tej pory, dalej być nie może, że tak nie potrafię. Chyba jak przed każdym zwrotem poddałam się temu. Stwierdziłam, że muszę powiedzieć stop, a potem zobaczyć, co dalej z tego wyniknie.
- A jak odnalazła się pani na planie "Domu nad rozlewiskiem"?
- Było fantastycznie, choć byłam lekko przerażona. Z jednej strony fajna zabawa i fajne miejsce, ale z drugiej strony obawiałam się, że to będzie tasiemcowa produkcja. Okazało się, że nie. Ekipa również była świetna. Wszyscy, którzy grali w tym i w innych serialach, mówili, że na planie czuje się inną energię, że wszyscy chcieli, że bardzo im zależało, aby to wszystko fajnie wyszło.
- Niełatwo jest grać matkę, która przez lata nie miała kontaktu z córką?
- Ta sytuacja dla mojej bohaterki musiała być bardzo trudna. To, że te dwie kobiety były się w stanie dogadać i pokochać na nowo, jest niesamowite. To niezwykle optymistyczne spojrzenie na rzeczywistość i na to, że możemy przekroczyć siebie i nasze uwarunkowania.
- Pani syn, Xawery Żuławski, wybrał zawód reżysera. Akceptuje to pani?
- Nie tylko dlatego, że jestem jego matką, ale uważam, że jest superzdolnym reżyserem. Nie spodziewałam się takiej erupcji talentu, jaką pokazał w "Wojnie polsko-ruskiej". Nigdy nie wytykam nic swoim dzieciom. Jestem tym typem matki, która akceptuje swoje dzieci.
- Podobno podczas kręcenia zdjęć poznawała pani Mazury?
- Tak. Jestem człowiekiem z morza, jeżdżę nad morze i Mazury dane mi było poznać tak na dobre po raz pierwszy. Te miejsca, w których kręciliśmy serial, są dla mnie magiczne.