Moje dzieciństwo w Miliczu przebiegało pod znakiem niekończącej się gry w piłkę nożną, całymi dniami biegałem po boisku. Matka wieczorami siłą ściągała mnie do domu. Ta piłka to była moja obsesja. Strzeliłem miliardy goli i jak niemal każdy chłopak chciałem zostać piłkarzem. Teraz czasami żartuję, że gdybym nim został, Polska byłaby mistrzem świata. Byłem naprawdę dobry, każdy z moich dawnych kumpli to potwierdzi.
Nadszedł jednak taki moment w moim życiu, że chciałem iść dalej - buty zrobiły się za małe... Narastała we mnie potrzeba poznawania i rozwoju. Milicz mi nie dawał takich możliwości. Wyemigrowałem w poszukiwaniu nowości i odmiany. A że zawsze lubiłem występować, bo możliwość wcielania się w różne postacie wydawała mi się fascynująca, postanowiłem zostać aktorem. Do PWST w Krakowie zdałem za pierwszym razem. Już na drugim roku dostałem pierwszą rolę w filmie "Nad rzeką, której nie ma". Potem zagrałem kilka ról w naprawdę w dobrych i ważnych filmach. To było "Kawalerskie życie na obczyźnie", "Pożegnanie z Marią" i serial "Dom".
Chciałem jednak rozwijać się dalej i poszerzać swój warsztat artystyczny. Dlatego podjąłem decyzję, by poznać kino od drugiej strony kamery. Zająłem się pisaniem scenariuszy i reżyserią. Chciałem być bohaterem filmu, ale też tworzyć historie i przenosić je na ekran. Wyreżyserowałem i wyprodukowałem "Sukces" i "Blok.pl." I dało mi to poczucie ogromnej niezależności, ale i odpowiedzialności, że wszystko zależy ode mnie. Przerwa od aktorstwa pozwoliła mi nabrać dystansu do zawodu i świeżości, a także wypracować nowe pomysły. Ten czas z pewnością nie był zmarnowany. Aktorstwa zresztą nie sposób zapomnieć, zwłaszcza że swój warsztat zdobywałem pod okiem takich mistrzów kina, jak prof. Jerzy Trela i prof. Jerzy Stuhr.