Gigant Hollywood nie zamierzał jednak grać w tym filmie. Uważał, że to materiał na wielki przebój, w który zainwestował. Oczywiście miał też pomysły obsadowe. Gdy odmówił mu Brad Pitt, rolę Willa zaproponował Russellowi Crowe i George'owi Clooneyowi. Ci jednak także nie byli nią zainteresowani. Wówczas De Niro pomyślał o Brytyjczykach. Ewan McGregor i Richard E. Grant byli jednak zbyt zajęci, by zagrać w tym filmie. Wówczas na horyzoncie pojawił się Hugh Grant. - Will jest zupełnie inny od bohaterów, których dotąd grałem. Zależało mi, żeby go zagrać, bo tak naprawdę trochę go przypominam. Łatwo mnie nazwać bogatym próżniakiem. Nie lubię pracować i najchętniej całymi dniami siedzę na kanapie, oglądając głupie programy telewizyjne. Jednak w odróżnieniu od Willa muszę się z niej od czasu do czasu ruszyć - mówił. - No i nie spędzam tyle czasu u fryzjera - dodawał.
Grantowi, nazywanemu królem komedii romantycznej, podobał się też bardzo gorzki chwilami humor filmu. - Tu jest przede wszystkim dużo smutku - opowiadał. - Dzięki temu elementy komediowe stają się mocniejsze, a śmiech widza naturalniejszy.
Komedia "Był sobie chłopiec" okazała się wielkim międzynarodowym sukcesem. Przychylni byli nawet niechętni dotąd Grantowi krytycy. "Przeszedł sam siebie", "To jego życiowa rola", "Nareszcie można go nazwać aktorem" - pisali. On też był z siebie zadowolony. - Will to najlepsze, co mogło mi się przydarzyć - mówił...
"Był sobie chłopiec" - komediodramat - Niemcy, Francja, USA, Wielka Brytania, 2002, wyst.: Hugh Grant, Nicholas Hoult, Toni Colette, Rachel Weisz (101 min)
sobota, 20.00, TVN