Wygląda na to, że rozstanie Macieja Kurzajewskiego i Pauliny Smaszcz wcale nie przebiegło w tak przyjaznych okolicznościach, jak zapewniali niegdyś byli małżonkowie. Para rozwiodła się w 2019 roku, a w 2018 roku Paulina ciężko chorowała i wymagała całodobowej opieki.
- Pięć poważnych operacji i diagnoza: "nie wiemy, czy będziesz chodzić" - mówi Smaszcz w rozmowie z Moniką Jaruzelską.
Paulina twierdzi, że wszyscy ją opuścili i nie mogła liczyć na pomoc Maćka Kurzajewskiego. W tym trudnym czasie opiekowały się nią przyjaciółki.
- Moje cztery przyjaciółki opiekowały się mną 24 godziny na dobę. Zmieniały mi pieluchy, myły mnie, karmiły i dbały. One pokazały mi na czym tak naprawdę polega przyjaźń. Wszyscy inni uciekli, nawet moja rodzina. Nie było przy mnie matki, nie było byłego męża, nie było teściowej, nie było sióstr byłego męża. Nawet nie było mojego brata - wyznaje ze smutkiem Paulina Smaszcz.
- To jest naprawdę świetna lekcja pokory wobec prawdziwych uczuć. Chce powiedzieć jedno i powtarzam to też na szkoleniach: czasami nasi przyjaciele są bardziej dla nas rodziną niż nasza rodzina. Ja do tej pory do nich [przyjaciółek - przyp. red.] dzwonię, mówię, jak jestem im wdzięczna i im dziękuję za to, że są w moim życiu. Często zapominamy właśnie, by dzwonić do naszych przyjaciół i im dziękować tylko za to, że są. Często skupiamy się tylko na tych, co robią nam krzywdę. Niepotrzebnie. Choroba mnie ukształtowała i dała mi też wymiar tego, jak bardzo można zweryfikować znajomości, relacje, właśnie tę definicję sukcesu, i że można naprawdę wszystko stracić - podsumowała gorzko Paulina.
Współczujecie jej?
Polecany artykuł: