Jacek "Budyń" Szymkiewicz był założycielem zespołu Pogodno, kompozytorem i performerem. Muzyk współpracował z wieloma gwiazdami polskiej estrady, m.in. Kasią Nosowską, Moniką Brodką i Natalią Nykiel. Niestety, mężczyzna zmarł 12 kwietnia 2022 roku w wieku 48 lat. Był mężem Anny Szymkiewicz oraz ojcem Jagody i Jakuba. Miał bardzo dobre relacje ze swoją byłą żoną, Martą Malikowską. Kobieta bardzo przeżyła jego odejście. Przypadło jej również ogromnie trudne zadanie poinformowania córki o śmierci taty. Opowiedziała o tym w rozmowie z "Co za tydzień".
Momentalnie zaczęłam ryczeć w kuchni i Jagoda usłyszała mój płacz. Nie wiedziałam, jak mam to powiedzieć, po prostu powiedziałam w totalnych emocjach… Padłyśmy na kolana, długo płakałyśmy na podłodze. Później Jagoda zamknęła się w swoim pokoju, włączyła jego muzykę, a ja wyłam cicho w swojej sypialni i próbowałam się uspokoić. Po około dwóch godzinach „Jago” przyszła, żeby mi przeczytać list pożegnalny do taty. Sama szukała sposobu, żeby sobie z tym poradzić. Napisała przepiękny list i przeczytała go na pogrzebie.
Marta Malikowska wyznała, że Szymkiewicz przeczuwał nadchodzący zawał. Mężczyzna miał problemy z sercem od dłuższego czasu.
Wiem od naszych znajomych, że on coś przeczuwał. Wysyłał wiadomości, że chyba zrobił sobie "kuku w serce". Mówił o tym, że chyba zbliża się zawał. Od dawna mówił o problemach z sercem.
Była żona muzyka zdradziła również szczegóły ich małżeństwa. Mężczyzna oświadczył jej się po kilku miesiącach znajomości, a pół roku później wzięli ślub. Szymkiewicz zmagał się z chorobą alkoholową, co nie wpływało dobrze na rodzinę. Malikowska w pewnym momencie zorientowała się, że jest współuzależniona. Kobieta chciała chronić swoją córkę i podjęła decyzję o wyprowadzce.
Chroniłam siebie, chroniłam ją, podejmując przy tym masę trudnych decyzji, przeprowadzek, szukając siebie, spokoju, domu. Długie lata zajęło mi wychodzenie ze współuzależnienia, ogarnięcie swoich demonów i Jacka demonów, to był naprawdę proces.
Niezwykle trudnym doświadczeniem dla matki i córki był pogrzeb Szymkiewicza. Jagoda denerwowała się obecnością fotografów na uroczystości.
Jedyną rzeczą, takim zgrzytem który najbardziej wkurzył Jagodę, to jak zobaczyła aparaty, fotografów. Pytała: "Mamo, co to jest?", Powtarzałam, żeby się nie przejmowała, że to nieważne, ale dla niej było ważne, bardzo to przeżywała. Zobaczyła siebie na zdjęciach i artykuły w sieci o tym, kto znany był na pogrzebie. Czuła, że to przekroczenie jakiejś granicy.
Malikowska dodała, że wyzbyła się żalu, który w sobie miała. Udało jej się również oswoić żałobę. Pod koniec wywiadu wyznała, że czuje obecność i energię swojego byłego męża. Ma nadzieję, że będzie wspierał ją i ich córkę, jak nigdy dotąd.