Obrońcy byłego męża Górniak walczą przed sądem jak lwy, by drogowy zabójca dostał jak najniższą karę. W czwartek podczas mów końcowych mecenas Marcin Kondracki przekonywał, że wniosek prokuratury o 8 lat odsiadki jest wygórowany i podyktowany medialną presją. - Oskarżony od początku wykazywał skruchę i brał na siebie odpowiedzialność za tę tragedię – mówił przed sądem. Głos zabrał także sam Dariusz K. Wykorzystał ostatnią szansę by zagrać na emocjach sądu i publiczności, wśród której siedział Tadeusz J., mąż zabitej przez muzyka kobiety. - Proszę pana o przyjęcie moich najgłębsze przeprosin. Błagam o wybaczenie i będę o nie prosił do końca moich dni. Ta tragedia każdego dnia nie pozwala mi spokojnie zasnąć – mówił patrząc w oczy wdowcowi. - Nigdy sobie tego nie wybaczę, że nasze losy musiały się ze sobą spotkać w taki sposób. Ja jestem wyłącznie odpowiedzialny za to co się stało, I chociaż posiadam prawo jazdy od 23 lat i bezpieczeństwo było dla mnie zawsze priorytetem, t ja jestem wyłącznie odpowiedzialny za to co się stało. Proszę mi wierzyć, że nigdy nie wsiadł bym za kierownicę nietrzeźwy. Tamtego tragicznego dnia byłem pewien, że jestem w pełni sił – zarzekał się Dariusz K.
Zdradził również, że dwa lata w więzieniu zaostrzonych warunkach z dala od rodziny o luksusowego życia było dla niego prawdziwym koszmarem. - Proszę pozwolić mi wrócić do domu – łkał na koniec. Mimo, że proces się skończył, sąd z wydaniem wyroku wstrzymał się do przyszłego tygodnia. Zgodnie z kodeksem karnym grozi mu nawet do 12 lat więzienia. Już dziś jednak wiadomo, że na wybaczenie od rodziny zabitej liczyć nie może. - W nic już nie wierzę i nigdy mu nie wybaczę – powiedział wdowiec wychodząc z sądu. W niedzielę, 13 lipca 2014 roku Ewa J. wracała od córki do domu. Przechodząc przez przejście dla pieszych na warszawskim Ursynowie wpadła prosto pod koła sportowego bmw prowadzonego przez naćpanego kokainą Dariusza K. Zginęła na miejscu. Sprawca przez cały proces przekonywał, że tamtego dnia był podenerwowany przez awanturę z Edytą Górniak, która ogranicza mu kontakty z synem Allankiem. Ale do wciśnięcia gazu i przejechania na czerwonym świetle sprowokowali go ponoć inni kierowcy, którzy trąbili że za wolno jedzie.