Były dziennikarz TVP wcześniej związany był z TVN24, gdzie prowadził program "Czarno na białym". Jego byłą żoną jest gwiazda stacji przy ul. Wiertniczej w Warszawie, Joanna Kryńska. Para pobrała się w Siemiatyczach w 2011 roku i doczekała się dwóch synów - Franka (12 l.) i Jasia (9 l.). W 2019 roku media donosiły o ich rozstaniu. Tomasz Marzec związał się wówczas z Julią Lewandowską, byłą dziecięcą gwiazdą ("Plecak pełen przygód") i aktorką serialu "Barwy szczęścia", której ojcem jest znany aktor Marek Lewandowski. Para też już nie jest razem. Tomasz Marzec od niedawna ma nową partnerkę, z którą doczekał się córeczki, Anielki. Joanna Kryńska także ma innego partnera. Jej narzeczonym jest Grzegorz "Gabor" Jędrzejewski, bramkarz kojarzony z programu "TurboKozak".
Tomasz Marzec postanowił przerwać teraz milczenie i opowiedzieć o pracy w serwisie "19:30". - Zastałem chaos, przekroczono granicę ingerencji w mój materiał, dostałem obraźliwego maila od przełożonego i odszedłem” – powiedział w WP. Do TVP został ściągnięty przez Pawła Płuskę, swojego redakcyjnego kolegi z TVN24. W nowym programie informacyjnym TVP miał być reporterem. Gdy redakcja zaingerowała w treść jego komentarza, miarka się przebrała.
- To była bezpośrednia przyczyna mojego odejścia z TVP po ośmiu chyba dniach. Dość szybko zaczęto mnie o to pytać. Nie dlatego, że jestem, czy czuję się osobą specjalnie ważną w dziennikarskim środowisku, po prostu dlatego, że wszystkich interesuje "co się tam dzieje". Oczywiste, że dzwonią do kogoś, kto odszedł. Też bym tak robił. Odszedłem po bardzo ostrej wymianie zdań na zasadniczy dla mnie temat - granic ingerencji wydawcy w materiał reportera. Zgłosiłem Pawłowi Płusce i Grzegorzowi Sajórowi swoje wątpliwości, w odpowiedzi dostałem mało elegancką sugestię - tak to nazwijmy - żebym się zwolnił. Więc się zwolniłem - wyznał Tomasz Marzec. - Generalnie nikogo nie obchodziło, dlaczego się zwalniam, raczej: jak szybko i bezboleśnie rozwiązać umowę. "A jak się uspokoi, to dostanę coś innego" - rzucono jedynie i tak to mniej więcej wyglądało. Ja mam co robić, ale obawiam się, że setki osób pracujących w TVP żyją od dwóch miesięcy w całkowitej niepewności - dodał dziennikarz.
Praca w "19:30"
Tomasz Marzec nie przebierał w słowach, krytykując "19:30. - Po tygodniu odniosłem wrażenie, że w cały ten szumnie zapowiadany plan, sprowadza się do bohaterskiego usunięcia kilku szaleńców z Placu Powstańców. Z mojej perspektywy trudno mówić o jakiejkolwiek organizacji. Argumenty związane z "okolicznościami zewnętrznymi" były uzasadnione pierwszego, może drugiego dnia. Potem sam je powtarzałem, ale to nie było fair. To moim zdaniem mogło i powinno lepiej wyglądać – mówił dalej.
Czym zajmie się teraz Tomasz Marzec?
- Na pożegnanie dostałem obraźliwego maila od przełożonego, z którego wynika, że nie potrafię robić materiałów. Wróciłem więc do tego, co najbardziej lubię. Napisałem książkę o tym, skąd się biorą przydrożne kapliczki, wysłałem do wydawcy, czekam z nadzieją - zakończył.