Do tej pory trudno uwierzyć w śmierć Ireny Jarockiej. Jej fani są zaskoczeni, bo artystka nie wspominała o swojej chorobie. Dlatego, gdy w sobotę pojawiła się informacja o jej śmierci, cała Polska była w szoku. O jej cierpieniu wiedziała tylko wybrana grupa osób, w tym były mąż gwiazdy Marian Zacharewicz.
- Dla nas nie było zaskoczeniem jej odejście. Już od dawna wiedzieliśmy, że choruje na tę chorobę, na nowotwór mózgu - wyznaje Zacharewicz w rozmowie z "Super Expressem". - Irena sama nie chciała, żeby ta informacja poszła w eter. Nie chciała, aby wiadomość o jej chorobie zwiększyła intensywność zainteresowania jej osobą - dodaje.
- Nawet jak grała jeszcze koncerty i już wiedziała, że jest chora, nie dawała po sobie poznać, tylko dalej się uśmiechała do swojej publiczności. Gdy dowiedziała się, że choroba jest śmiertelna, przyjęła to bardzo spokojnie. Ta choroba jest nieprzewidywalna. Każdy ma nadzieję, że pokona raka. Ona na pewno walczyła. Ale taki wyrok jest końcem drogi - mówi Zacharewicz.
- Nie nadawała się do tej branży dlatego, że była taka wrażliwa. Ale ze względu na talent i urodę oczywiście to był materiał na gwiazdę - kontynuuje jej były mąż. - Ona była zaprzeczeniem gwiazdy. Nie robiła kariery na chama. Irena lepiej by się czuła w roli gospodyni domowej albo w spokojnej pracy, tylko od czasu do czasu koncertując, żeby nie przeszkadzało jej to w życiu prywatnym - kończy.