Joanna Kondrat zaczęła dostawać wiadomości od prześladowcy poprzez Facebooka. - Stalker pisze z 500, a może 600 kont. Ma obsesję przez 24 godziny na dobę. Prowadził grafik mojej działalności internetowej. Wiedział, że loguje się wieczorami. Jak odbiorę wiadomość przychodzi kilkanaście kolejnych - powiedziała piosenkarka w programie "Uwaga" w TVN. - W świetle opisów stalkera jestem osobą, która organizuje środki na życie przekładając się przez łóżko bogatych biznesmenów - dodała artystka.
Partner Kondrat poinformował o tym organy ścigania. - Zgłosiłem się na policję i tłumaczyłem przez sześć godzin, co się działo. Wyszedłem troszkę zażenowany. Najlepiej by było, żebym przyszedł z siekierą w plecach, zabezpieczył ślady, przyprowadził sprawcę i najlepiej poczekał na swoją kolejkę, żeby złożyć zeznania – wyznał Dariusz Łukawski.
Policja jest jednak bezsilna. - To są telefony nabywane na portalach internetowych, ewentualnie to karty zagraniczne. Ale postępowanie w tej sprawie trwa – powiedział asp. szt. Robert Koniuszy, oficer prasowy komendy rejonowej policji w Warszawie.
Joanna Kondrat żyje w ciągłym stresie, które doprowadziło do pogorszenia jej zdrowia. - Gdzieś podświadomie to wszystko się magazynuje. Na pewnym etapie pękłam. Zostałam odwieziona do szpitala z podejrzeniem udaru. Na 40 minut straciłam wzrok, przestałam mówić i miałam sparaliżowaną prawą część ciała. To było ostrzeżenie mojego organizmu – wyjawiła.
Dariusz Łukawski nie spocznie, póki prześladowca nie trafi za kratki. - Nie nauczę się z tym żyć. Zrobię wszystko, żeby to, co tam siedzi i urządza sobie taki cyrk trafiło do więzienia. Nie wiem, co przyświeca takiej osobie. Na pewno nie jest to nikt zdrowy na umyśle – skwitował były dziennikarz TVP2.