- Uśmiech ma pani niezwykle ciepły, a charakter? Ponoć w dzieciństwie było z pani niezłe ziółko...
- Zdarzało mi się trochę pobroić, potrafiłam zawalczyć o swoje. Byłam mistrzynią w wymyślaniu szkolnych wymówek. No, ale było, minęło.
- A jak jest teraz?
- Teraz jestem na pewno bardziej spokojna, chociaż jak ktoś mi zalezie za skórę, potrafię postawić na swoim. Ale unikam takich sytuacji i chyba raczej przyciągam do siebie dobre moce.
- Podobno zabawne przygody to pani specjalność. Słyszałam, że kiedyś zaprosiła pani na obiad Adama Hanuszkiewicza. Miało być wyszukane danie, ser przyrządzony w fondue. A wyszły kanapki ze smalcem...
- To nie do końca tak było, bo kanapki zrobiłam też z szynką i kiełbasą. Ale istotnie, fondue się nie udało, ser się przypalił. Ja zresztą nie gustuję w takich wynalazkach.
- Myślałam, że lubi pani gotować. W końcu jako Maria Zbieć w "Na dobre i na złe" prowadzi pani szpitalny bufet?
- Gotować lubię, ale wolę proste, smaczne potrawy, takie typowo polskie. Zupy, zwłaszcza pomidorową i ogórkową, kartofelki z koperkiem i do tego zsiadłe mleko albo jajko sadzone. Pycha!
- A może ma pani w planie jakaś książ-kę kucharską. To teraz stało się modne wśród gwiazd.
- Książki kulinarnej w planie nie mam, moje gotowanie w domu jest raczej okazjonalne, ale mam takie potrawy, które zawsze wychodzą i wszyscy je chwalą. To np. barszcz z uszkami, jaki robię zawsze na wigilię. Ich tajemnicą jest głównie ich rozmiar, bo są mikroskopijnej wielkości. I takie właśnie je robię. A namęczę się przy tym co niemiara, na szczęście jestem odpowiednio doceniona.
- A jak już mówimy o rozmiarach... Pani wzrost nie jest zbyt imponujący, czy miała pani kiedyś kompleksy z tego powodu?
- Przecież, jak to ktoś już dawno powiedział, małe jest piękne. Ja bardzo lubię te swoje 150 cm wzrostu. Kiedyś miałam kompleks i bałam się, że przez ten wzrost nikt się ze mną nie ożeni...
- Ale ostatecznie nie została pani starą panną?
- A skąd. Znalazł się mąż. Dość szybko i co najważniejsze - na wiele lat. Od ćwierć wieku jesteśmy razem.
- Na egzaminach do szkoły teatralnej wygląd ma duże znaczenie. Tam pani wzrost też nie przeszkodził?
- No, nie przeszkodził. Musiałam po prostu pokazać, że jestem bardzo dobra, że widać mnie i słychać bez względu na wzrost. No i chyba się udało.