Jedzenie to kolejna rzecz która mnie zachwyciła. Z pewnościa nie jest to popularny "kurczak w pięciu smakach" ale cała barwna paleta potraw ktorych w życiu nie zobaczymy w Europie. Począwszy od całego kurczaka podawanego razem z głową oraz całym jego wyposażeniem, aż po żaby, ośmiornice, kraby, czarne jajka tzn. "100 letnie jaja" i inne przysmaki których nadal jeszcze nie odważylam sie spróbować. Chińczycy jedzą dużo warzyw, mają też kilkanaście odmian samego ryżu jak i makaronu. Potrawy podawane są zazwyczaj w porcelanie, no i obowiązkowe pałeczki. Mają pierogi tylko że z innym farszem i troszke inaczej są też lepione oraz na każdym rogu mniejszej ulicy można spotkać sprzedawcow wyśmienitych dojrzałych w słońcu owocow i prażonych kasztanów.
Uwielbiam odwiedzać jedną z kawiarni niedaleko mojego hotelu. Mają tam przepyszne ciastka robione na francuskim cieście z owocowym nadzieniem.
Co ważne wszystkie rzeczy które my również mamy w Europie, mówie tu o jedzeniu oraz napojach, są tutaj mało słodkie. np.: coca cola, sprite, lody, red bull. A... no i ważne jest to że większość z tych napojów jest niegazowana. A zwłaszcza red bull.
W sklepach nie jest drogo. Można wyszukać naprawde fajne rzeczy za mniejsze pieniądze... ale trzeba sie nachodzić. Wielkie marki takie jak Louis Vuitton, Chanel, Dior są 3 razy droższe niż w Europie. Natomiast ulice przy których stoją wielkie "brandy" wyglądają cudownie, zwłaszcza wieczorem gdy zapalą się wszystkie światełka które ozdabiają ulice.
Chińczycy mają "świra" na punkcie świateł, LEDów i inych migających rzeczy. Wszystkie większe budynki posiadają dodatkowe oświetlenie jakim są ledy na całej powierzchni takiego drapacza chmur. Wieczorami całe miasto tonie w kolorach tęczy.
To samo jest też w klubach. Panuje tam totalny przepych i kicz. W klubach ludzie nie tańczą. Jedynym miejscem gdzie mogą sie poruszać są krzesełka lub miejsca obok stolików.
Chińczycy przyjeli mnie bardzo dobrze. Zaskoczeniem dla nich są moje włosy, kolor skóry i oczy! Bardzo dobrze bawią się też na moich koncertach. Ja specjalnie dla nich nauczyłam się kilku zwrotów w ich języku żeby komunikacja na scenie byla łatwiejsza. Język Chinski nie jest aż tak trudny jakby się wydawało. Na koncertach widze las telefonów ktore robią zdjęcia i nagrywają całe show. Bardziej odważne są tutaj dziewczyny. Wyciągają do mnie ręce, machają, uśmiechają się no i jak trzeba to nawet ze mną śpiewają. Mężczyźni to zdecydowanie nie mój typ. Nie lubię azjatyckiej urody. Natomiast ludzie są tutaj bardzo pozytywni, sympatyczni i piją ile wlezie.
Co innego niestety dzieje się na ulicach. Już nie jest tak miło. Pieszy w Chinach to wrog nr 1! Dosłownie wszedzie można usłyszeć trąbiące auta, motocykle, rowery i inne wynalazki którymi poruszają sie tutaj ludzie. Na drodzie panują niepisane i raczej nikomu nie znane zasady ruchu.Panuje ogolny chaos i hałas trąbiących aut i motocykli.Po co trąbią... nie mam pojęcia... Mnie to strasznie denerwuje i nie moge sie do tego przyzwyczaić.
Pieszy nigdy nie ma pierwszenstwa, nawt jeśli wyjdzie na pasy przy zielonym świetle zostanie "obtrąbiony" przez innych użytkowników jezdni! To był dla mnie duży szok. Dlatego piesi za nic mają sobie tutaj jakiekolwiek zasady i potrafią przejść pięciopasmową jezdnie bez pasów, bez światel... po prostu ot tak. U nas takie rzeczy są nie do pomyślenia. Tak samo jak sikanie na ulicy.
To bylo coś czego nie potrafiłam zrozumieć. Korek na 4 pasy, kady pcha się tylko tam gdzie może. cztery pasy natomiast auta tak się wciskały że nagle zrobilo się sześć pasów razem z zawalonym autami poboczem. I nagle zatrzymuje się taksówka. Wysiada z niej mężczyzna i jak nigdy nic sika na środku ulicy! Na początku pomyślałam że to ktoś w rodzaju "żula" ale okazało się że amatorow przydrożnego sikania jest wiecej. Wytłumaczono nam że oni tak po prostu tutaj mają. Dokładnie taka sama historia jest z pluciem pod nogi oraz głośnym i bardzo niemilym odchrząkiwaniem co u nas kolokwialnie nazywa się "charkanie".
Takie rzeczy sprawiają że jak dziecko ciesze się z tego że jestem europejką i że nas wychowuje się jednak w innej kulturze osobistej. No i oczywiście tęsknie do tej swojej Polski, do rodziny, przyjaciół i moich fanow. Z ktorymi codziennie wymieniam się notatkami na temat życia w Chinach.
Z moich obserwacji wynika też że ludzie tutaj mają zupełnie inne podejście do życia Wszystko jednak dzieje się dwa razy wolniej. Tu na wszystko jest czas do czego nie moge sie przyzwyczaić nawet teraz. Ludzi z agencji bookingowej co chwile do mnie mowią "relax Candy" a ja po prostu ich prace wykonalabym pięć razy szybciej i zaośzczędzilabym mase czasu. Dlatego za każdym razem slysze "welcom in China baby, now you must be a little more patient"