W listopadzie miała się ukazać kolejna płyta Pawła Kukiza i Jana Borysewicza (60 l.). Ich pierwszy album był olbrzymim sukcesem. Wszystko dobrze szło do czwartku, kiedy to wytwórnia Sony Music Entertainment Poland zerwała kontrakt. - Paweł Kukiz rozpocznie aktywność polityczną na skalę krajową, co przy konieczności promocji planowanej nowej płyty stanęłoby w sprzeczności z zasadą Sony Music Entertainment o nieangażowaniu się w jakąkolwiek działalność polityczną - oświadczył Maciej Kutak, dyrektor SMEP. Muzyk zareagował gwałtownie. "Oni po prostu chcą mnie finansowo wykończyć. Chcą, żebym się poddał... Nigdy! Po moim trupie! Przyjdzie wkrótce czas. Jeszcze nie zginęła! - napisał na Facebooku Kukiz. - Wcześniej rozmawiałem z Janem. Był wyraźnie przestraszony i prosił mnie, bym wycofał się z tej kampanii.
W ubiegłym roku Kukiz zarobił ok. 302 tys. zł. Tłumaczył, że to za działalność muzyczną i felietony. Na nowej płycie mógłby zarobić kokosy. - Nie chodzi przy tym o pieniądze ze sprzedaży płyt. To ułamek tego, co mogą zarobić muzycy. Oni żyją głównie z koncertów, tantiem wypłacanych przez ZAIKS, zarabiają na YouTubie, na mp3, dzwonkach - mówi Tomasz Jankowski, dyrektor ds. fonografii wytwórni Lemon Records. Być może byłby także kontrakt reklamowy. Eksperci twierdzą, że Kukiz może stracić mln zł.
Zobacz: Kukiz załamany. Nie wydadzą jego płyty, bo startuje w wyborach prezydenckich
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail