Dwóje w szkole? Oczywiście! Zdarzały się, ale on sprytnie potrafił się nimi dzielić. To było tak: - Kiedy dostawałem dwóję, mówiłem rodzicom: "To nie moja, to dwója Nareckiego źle wpisana". Narecki był w dzienniku przede mną, wmawiałem, że nauczyciel się pomylił - opowiada Jurek i dodaje, że Narecki robił tak samo. W szkole się nie przykładał i bez ogródek mówi, że nie chciało mu się, bo poza nią było to, co najciekawsze. Wagary, turnieje pięściarskie, zabawa i przygoda!
- Wiązało się sznurkiem drzwi sąsiadów, waliło w nie, uciekało. Albo rzucało się worek cementu do zsypu, aż cały 8-piętrowy budynek był biały. Opluwało się jadące samochody albo dziewczyny przez czeski metalowy ołówek. Takie to były zabawy - śmieje się Jerzy Owsiak.
Rodzice na wywiadówkę chodzili we dwójkę, i czasem wracali... z bólem serca. Jurek zdał maturę, choć drugą klasę musiał powtórzyć. Ale to, że skończył szkołę, to duża zasługa rodziców.
- To oni przysiedli ze mną, gdy trzeba było - wspomina.
Ojciec był milicjantem, zajmował się sprawami gospodarczymi. Uwielbiał czytać "Express Wieczorny".
- Musiałem go codziennie kupować, tak, że gdy ojciec wracał z pracy, gazeta czekała na niego. Ale raz była straszna kolejka, więc jej nie kupiłem. Zbuntowałem się, oznajmiłem, że nie będę stał w durnej kolejce po gazetę z durnymi wiadomościami. Ojciec był zszokowany. Miałem wtedy 16 lat.
Kiedy Jurek był trochę starszy, pojechał z kumplami pod namiot. - Przyszedł narkotykowy diler. Miał narkotyki, strzykawkę...
- Koledze przede mną złamała się igła. To ten diler mówi: "Pobiegnę, przyniosę nową". My na to: "E, kurna, daj spokój, może jutro". Palec boży. Nigdy nie spróbowałem dragów - zapewnia Jerzy Owsiak. Jego świadek ze ślubu umarł od "złotego strzału".
- Nie byłem chuliganem, który ma kłopoty z prawem - wyznaje Owsiak. - Ojciec zawsze mówił: "Jak złamiesz prawo, to ci nie daruj". I dobrze mówił.
Dziś to Jerzy Owsiak pokazuje nam, co to znaczy mieć serce i dzielić się nim z ludźmi.