Gdyby nie rola najsłynniejszego agenta o numerze 007, Daniel Craig, aktor pracowity, jednak niezbyt znany światu, grałby wciąż zabójców i psychopatów. Co zresztą było jednym z zarzutów, jakie wysuwali przeciwnicy jego wcielenia się w Bonda. Jamesa Bonda!
Wątpliwości co do obsady głównej roli nie mieli tylko Barbara Broccoli - producentka, która za jednym zamachem podpisała z Craigiem umowę na trzy filmy - i sam Daniel.
- Już po przeczytaniu scenariusza wiedziałem, że to majstersztyk. Byłbym skończonym głupcem, gdybym nie przyjął tej roli - wyjaśniał.
Fani Bonda nie odpuścili. Chyba żaden z aktorów nie nasłuchał się tylu uszczypliwości. Nazywali go: Jamesem Blindem (Jamesem Niewidomym), Jamesem Blandem (Nijakim) i Jamesem Broke Bondem (Złamasem). Aktor te krytyki wytrzymał i na planie dał z siebie wszystko.
W przeciwieństwie do pozostałych odtwórców Bonda w scenach akcji nie zastępował go kaskader.
- Gdybym nie był w świetnej formie, raczej nie przeżyłbym do końca zdjęć. Sceny pościgów, walki wymagały niezwykłej sprawności fizycznej - mówi dumnie Daniel.
Po premierze "Casino Royal" przeciwnicy aktora zmiękli. A jego poprzednik w roli agenta 007, Pierce Brosnan, stwierdził krótko:
- Daniel jest najlepszym Bondem wszech czasów.
W kolejnym filmie o przygodach agenta Jej Królewskiej Mości Craig ośmielony powodzeniem i dumny ze swojego umięśnionego ciała domagał się więcej scen rozbieranych.
- Niestety, nie posłuchali mnie - narzeka na scenarzystów. - Chciałem nawet pokazać tyłek, ale się nie zgodzili. Obiecuję, że w następnym filmie Bond zaprezentuje się w całej okazałości.
Trzymamy za słowo!