Byłam jedną z jurorek. Przyjrzałam się nie tylko chłopakom, ale też kulisom nagrania programu "Chłopaki z taśmy".
Idąc na nagranie, byłam przekonana, że program zostanie szybko zarejestrowany. Nic bardziej złudnego. Na poczatku ze stylistą wybraliśmy sukienkę, w której wystąpię. W garderobie poznałam resztę dziewczyn jurorek. W charakteryzatorni moja cierpliwości została wystawiona na próbę - dwie godziny robiono mi makijaż i fryzurę.
Im bliżej nagrania, atmosfera stawała się coraz bardziej nerwowa. Ten nastrój udzielił się i mnie.
Wreszcie zaczynamy nagranie. Przez pierwsze minuty myślałam, że nie dam rady wciąż się uśmiechać i zadawać ciekawych pytań. W dodatku w studiu robiło się coraz bardziej gorąco od reflektorów. Na szczęście atmosferę umiejętnie rozładowywał Marcin Szczygielski, prowadzący show, który okazał się świetny w tej roli.
Pierwsi przystojniacy wjechali na taśmie... Szybko zapomniałam, że z boku są kamery i ekipa. Jurorki burzliwie dyskutowały o chłopakach. Miałam poczucie, że to babskie spotkanie przy kawie. Zaczęłam się dobrze bawić. Stres zniknął. Nie brakowało śmiechu i żartów. Jednak gdy kierownik planu poinformował o zakończeniu nagrania, poczułam ulgę. Program, który fajnie się ogląda w telewizji, wymaga wielu godzin wysiłku i cierpliwości...
A co do chłopaka? Nie, nie umówiłam się z żadnym. Minuta to jednak za mało, żeby facet mnie zainteresował...