Chris Cornell zmarł w nocy z 17 na 18 maja po koncercie zespołu Soundgarden. Oficjalne raporty policyjne wstępnie podały, że muzyk popełnił samobójstwo. Jednak rodzina wokalisty prosi, aby nie wyciągać pochopnych wniosków i poczekać na raporty toksykologiczne. Bliscy uważają, że muzyk nieumyślnie przedawkował lek Ativan, który brał na swoje problemy z uzależnieniami, a następnie targnął się na swoje życie. Według ekspertów, zbyt duże dawki leku mogą prowadzić do mysli samobójczych.
Żona Chrisa Cornella, Vicky, napisała, że niedługo przed śmiercią rozmawiała z mężem przez telefon. Miał on stwierdzić, że wziął za dużą dawkę leku i, bełkocząc, co chwilę powtarzał "jestem tym wszystkim zmęczony". Zaniepokojona Vicky wiedziała, co może grozić mężowi, więc wysłała ochroniarza, aby sprawdził co się dzieje z muzykiem. Po wyważeniu drzwi, znalazł on ciało Cornella w łazience.
Ciało muzyka zostało przetransportowane z Michigan do Los Angeles, gdzie 26 maja odbędzie się pogrzeb. Rodzina wokalisty rozważa otworzenie uroczystości dla fanów, aby Ci mogli pożegnać muzyka, jednak w tej chwili pogrążona jest w żałobie. Zanim decyzja zostanie podjęta, rodzina Cornella chce skupić się na przygotowaniu pochówku na cmentarzu Hollywood Forever.
ZOBACZ: Chris Cornell: tajemnica śmierci. Wiemy jak popełnił samobójstwo