Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale rzeczywiście od momentu, kiedy Luiza odeszła, pojawia się w moich snach. Zawsze widzę ją bardzo dokładnie i wiem, co do mnie mówi. Luiza jest chyba moim aniołem, który mnie wspomaga. Jest w tych snach taka jasna, jest przy mnie w moich rozterkach, dodaje mi siły.
Patrz też: Tadeusz Chudecki: Szynobusem do Drezna
Pamiętam jeden z pierwszych snów, w którym przyśniła mi się Luiza. To było tuż po jej śmierci. Byliśmy w kościele, smutni, zapłakani i nagle Luiza podeszła do nas. Zapytałem ją po włosku, bo to był ojczysty język mojej żony: "Dlaczego Ty jesteś, przecież Cię nie ma?", Luiza przytuliła mnie i powiedziała: "Jak to mnie nie ma? Przecież jestem". Od tamtego momentu wiedziałem, że choć nie ma jej przy mnie, jest tam w niebie i opiekuje się mną i naszym synem.
Mam mnóstwo snów, kiedy Luiza śni mi się pięknie, kiedy wspominam nasze wspólne momenty. Czuję jej obecność. Gdy żyła, nie miałem zbyt wielu propozycji pracy, robiłem różne rzeczy. Nagle okazało się, że po jej śmierci mam tej pracy strasznie dużo. Telefony rozdzwoniły się, dużo gram, piszę książki. Myślę, że to sprawka Luizy, która czuwa nade mną i załatwia mi różne dobre sprawy tam na górze, w niebie. Jest moim aniołem.
Jestem osobą wierzącą, więc dla mnie te sny to wielka siła, nadzieja. Wierzę w ciągłość naszego życia i jestem przekonany, że mnóstwo ludzi ma to samo czucie co ja, że też wierzy w to, że życie trwa.
Patrz też: Tadeusz Chudecki z "M jak miłość": Zapraszam do Świnoujścia