Ewa Decówna: Cieszę się każdym kolejnym dniem

2013-01-14 2:30

Ewa Decówna pragnie, by wszyscy byli wobec siebie życzliwi i serdeczni. Ona taka właśnie jest dla ludzi. nie odrzuca nikogo. I zawsze się uśmiecha.

- Jest pani ponoć urodzoną optymistką...

- Moi znajomi śmieją się, że dla mnie szklanka jest zawsze do połowy pełna. Co tam do połowy, mnie do szczęścia wystarczy, żeby było w niej zaledwie 15 kropel wody... I chciałabym zarazić innych takim spojrzeniem na świat.

- Mawiają także, że serce ma pani na dłoni. Dzieciaki z osiedla znają panią z tego. Kiedy idzie pani ulicą, podbiegają i proszą jedno przez drugie - "Ewa, Ewa, zapnij mi bucik", "Ewa, pomóż, zgubił mi się piesek", " Ewa, opowiedz mi bajkę". Dobra z pani dusza...

- Zawsze lubiłam pomagać innym. Już tak mam od dzieciństwa. Niektórzy zarzucają mi, że robię tak z próżności. I że tylko dlatego napotkanym nawet obcym ludziom mówię "dzień dobry", i do każdego się uśmiecham, żeby zwrócić na siebie uwagę. Tymczasem to u mnie wynika z jakiejś wewnętrznej potrzeby.

- Ma pani dobry kontakt z ludźmi w różnym wieku. Na spotkania w Uniwersytetach Trzeciego Wieku ciągną tłumy...

- Nie odmawiam, gdy jestem na takie spotkania zapraszana. Wzruszają mnie reakcje ich uczestników, kiedy słuchają w zadumie recytowanej przeze mnie poezji czy śpiewanych piosenek. Serce wtedy rośnie. Widzę, że to, co mam tym ludziom do zaoferowania, jest dla nich ważne. A jeśli chodzi o kontakty z osobami w różnym wieku, to rzeczywiście, nie mam z tym problemów. Świetnie się dogaduję i z 5-latką, i z 90-latkiem. Znakomicie rozmawia mi się, np. z Witoldem Sadowym, aktorem i publicystą, który jest już po dziewięćdziesiątce.

- Podobno występowała pani na scenie teatru w Holandii, posługując się językiem niderlandzkim. I pisała wiersze w tym trudnym języku.

- To były epizody. Przez jakiś czas mieszkałam w Holandii, bo za męża miałam holenderskiego dyplomatę. Siłą rzeczy musiałam się nauczyć niderlandzkiego. A wiersze pisałam dla niego.

- Jednak wróciła pani do Polski.

- Wróciłam po śmierci męża. I chociaż Holandia to piękny kraj i dobrze się tam czułam, to kiedy mąż zmarł, nic mnie tam już nie trzymało. I nie żałuję tego powrotu. Choć może nie jestem tak aktywna zawodowo, jak mogłabym, to jednak pracuję, gram, jeżdżę z recitalami. I te spotkania w terenie z publicznością są dla mnie najbardziej cenne. Ponadto ukończyłam kilka kursów związanych z pracą nad świadomością i tę wiedzę również przekazuję innym.

- Jest pani babcią, i to podwójną. Alinka ma 13 lat, Jasia niespełna 2 lata. Jak pani ocenia siebie w tej roli?

- To moja najpiękniejsza rola. I oczywiście jestem cudowną babcią. Mówię to bez żadnej skromności.

- Nie zazdrości pani innym aktorkom, że są bardziej widoczne?

- Jeśli powiem, że nie, to uwierzy pani? Nie, nigdy nie zazdroszczę nikomu niczego. Tak już mam. Może to wynika również z tego, że sporo przeszłam w życiu, także poważną chorobę. Teraz też leżę w szpitalu z powodu zapalenia płuc. Na tyle późno rozpoznanego, że moje życie było zagrożone. Na szczęście jest już lepiej. Jak tu się więc nie cieszyć z tego, co mam? Po co marnować czas i siły na jakieś negatywne emocje? Każdy nowy dzień jest dla mnie wielkim szczęściem. Chcę żyć mocno tu i teraz.

- I kochać wszystkich ludzi?

- Tak, ale na pewno nie wszystkich jednakowo....

- Marzy pani jeszcze o jakiejś roli ?

- Jeśli byłaby rzeczywiście znacząca, dobra, to czemu nie. Ale raczej nie w serialu, bo tam wszyscy muszą być tacy "gładcy". Do pewnych ról z pewnością jestem zbyt dojrzała, a do roli babci czuję się zbyt młodzieżowo.

- To prawda, że na Wigilię kupuje pani jak największego karpia, żeby miał duże łuski i potem te łuski rozdaje znajomym na szczęście?

- Obdarowuję nimi przede wszystkim tych, którym brakuje pieniędzy, prosząc, by nosili łuski w portfelu. To naprawdę działa. Chcę, żeby inni też byli szczęśliwi, i nieważne, czy to król, czy kloszard.

Ewa decówna

Aktorka głównie teatralna, ale zagrała również kilka znaczących ról filmowych. W 1966 roku ukończyła PWST w Krakowie. W tym samym roku zadebiutowała w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej, potem przez 10 lat grała w Teatrze Śląskim w Katowicach. Od 1977 roku mieszka w Warszawie. Na stałe nie jest związana z żadnym teatrem. W filmie debiutowała

w 1979 roku, w jednym z odcinków cyklu

"Sytuacje rodzinne". Największą popularność przyniosła jej rola Teresy Plińskiej w ekranizacji "Nad Niemnem". Grała w wielu serialach, m.in. "W labiryncie", "Samo Życie" i "Plebania".

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki