- Zawsze jest pani taka radosna, uśmiechnięta, w tak dobrej, doskonałej formie. Trudno uwierzyć, że...
- Że już jestem taka stara? Ale ja przecież nie jestem taka stara, skończyłam dopiero 95 lat. A tak poważniej, to sama nie wierzę, że już tyle mam. Czuję się świetnie, jestem aktywna, zawodowo też, po prostu czuję, że żyję i cieszę się życiem.
- Właśnie, gra pani w teatrze, w filmie, scenarzyści specjalnie dla pani piszą scenariusze, reżyserzy wprost się o panią biją. Dorota Kędzierzawska, reżyserka filmu "Pora umierać", w którym zagrała pani Anielę, nie ukrywa, że film powstał z myślą o pani. Jest pani ulubioną aktorką Grzegorza Jarzyny, Agnieszki Glińskiej. W czym tkwi sekret tej nieprzerwanej popularności?
- To nie mnie oceniać. Może dlatego, że jestem, jaka jestem? Nie ukrywam, nie udaję, nie kryguję się. A może to moje lata są takim magnesem (śmiech).
- Nawet włosów pani nie farbuje...
- A po co? Skoro nie udaję młodszej, to i włosów farbować nie muszę. Tak samo nie przyszłoby mi do głowy, żeby coś robić ze swoimi zmarszczkami. Stawiam na naturalność. Dążenie na siłę do powrotu do młodości zazwyczaj działa przeciwnie. Natomiast lekki makijaż, odpowiednio dobrany strój, jakiś ciekawy do tego dodatek, jak najbardziej.
- Jak się pani pracuje z młodymi, dużo młodszymi od siebie? Niektórzy starsi aktorzy skarżą się na trudniejsze porozumienie...
- Nie mam z tym żadnych problemów. Oni chyba nie widzą we mnie staruszki.
- Podobno na planie lubi pani sobie pożartować?
- Tak, zawsze lubiłam. Może dlatego tak lubię grać stare wiedźmy. Byłam taką w filmie u Doroty Kędzierzawskiej "Diabły, diabły", byłam jędzą w "Nic". Zawsze można wtedy trochę postraszyć, tak dla żartów.
- Wygląda pani tak filigranowo, krucho, a jest pani taka mocna. Czy miało na to wpływ Powstanie Warszawskie, w którym była pani łączniczką, czy może to góry, z których pani pochodzi? Urodziła się pani i wychowała w podsądeckich Kosarzyskach, prawdziwa góralka...
- Pewnie wszystko naraz. Potrafię tupnąć nogą, ale bywam też naprawdę słabą kobietką. Martwić się też martwię, ale generalnie staram się nie przejmować, tylko cieszyć życiem.
- Miała pani dwóch mężów, a niektórzy mówili, że trzech. Sądzili, że Jerzy Duszyński, mąż Hanki Bielickiej, z którym dużo pani grała, to pani mąż...
- Ach, mieliśmy wiele zabawnych sytuacji w związku z tym. Kiedyś jakaś pani napadła na mnie, że odbijam męża Bielickiej.
- Czego można pani życzyć?
- Dalej tak udanego życia.
- Dziękujemy za rozmowę.