- Naprawdę nie chciała pani, żeby córka została aktorką? Ta popularność, wielki świat i pieniądze... Ileż to rodziców, zwłaszcza tych, którzy sami już tego doświadczyli, właśnie taką przyszłość wybrałoby dla swoich dzieci! Tymczasem pani nieraz mówiła, że aktorstwo czy dziennikarstwo to trudne, niewdzięczne zawody, bo oznaczają życie na wariackich papierach.
Jolanta Fajkowska: - I właśnie dlatego, że sama wiedziałam, jak to wszystko wygląda, chciałam takich doświadczeń córce oszczędzić. Tego, że wykonując taki zawód, trudno cokolwiek zaplanować, że niełatwo ułożyć sobie życie prywatne, że często trzeba być na planie do późna, wreszcie że są to zawody niepewne i raz może być bardzo dobrze, raz bardzo źle.
- Dzieliła się pani swoimi obawami z córką?
- Rozmawiałam z nią na ten temat, przestrzegałam. Wydawało mi się nawet, że nie pójdzie w moje ślady. Przecież widziała, jak żyję w ciągłym pośpiechu. Z drugiej strony, zawsze starałam się tak ułożyć sobie zajęcia, żeby spędzać z nią jak najwięcej czasu, kiedy jeszcze tego potrzebowała. Może nie zauważyła, że bycie osobą publiczną kosztuje wiele wyrzeczeń.
Maria Niklińska: - Aktorstwo zawsze mnie pociągało. Lubiłam przebierać się w sukienki i buty mamy, grać, wcielać się w różne role, udawać, że jestem sławna. Miło było w "5-10-15", ale jednak szybko się przekonałam, że to nie to. Praca prezenterki mnie nie kręciła. Zawsze wolałam coś tworzyć, kreować, a nie odtwarzać. Może to wynika z emocji, których noszę w sobie tyle, że chcę się nimi dzielić z innymi.
- To emocje zadecydowały, że postanowiła pani zdawać do Akademii Teatralnej?
M.N.: - Głównie tak, choć bezpośrednio zadecydowały o tym moje wcześniejsze próby z aktorstwem. Jeszcze przed podjęciem decyzji grałam w "Klanie", "Na dobre i na złe", "M jak miłość". A moim debiutem była rola w "Tajemnicy Sagali". Ja nie miałam więc żadnych wątpliwości, że to jest najlepszy wybór. Poza tym nie mogło być inaczej, bo wyrosłam z domu, w którym żyło się filmem, teatrem.
J.F.: - A ja wciąż miałam wątpliwości, tym bardziej że Marysia jednocześnie zdawała do Szkoły Głównej Handlowej i na filozofię UW. I wszędzie się dostała! Przyznaję, miałam lekki mętlik w głowie. No, ale jak już wybrała, nie miałam nic do powiedzenia.
- A teraz żałujecie panie takiego wyboru?
M.N.: - Jak mogę żałować, skoro robię to, co lubię? Dużo gram, poza tym biorę udział w ciekawych projektach. Takim był "Taniec z gwiazdami". Wciąż czegoś nowego się uczę.
J.F.: - Ja z kolei nauczyłam się doceniać pozytywne strony aktorstwa córki. Widzę, że ma możliwość poznawania nowych, często niezwykle fascynujących ludzi. Zwiedzania nowych miejsc, do których w innych okolicznościach mogłaby nigdy nie dotrzeć.
- Kariera w aktorstwie bywa jednak kapryśna. A jak coś się nie uda? Czy w takich momentach nie byłoby żal, że jednak nie wybrało się innego zawodu?
J.F.: - Marysia jest bardzo ambitna, dobrze wie, czego chce. Wierzę w nią i w to, że właściwie pokieruje swoim losem. Jestem o nią spokojna, bo zawsze dawała sobie radę.
M.N.: - Aktorstwo to moja pasja. A jak coś robi się z pasją, to musi się udać. Nie dopuszczam do siebie myśli, że mogłoby coś nie wyjść. Jestem twarda i poradzę sobie.
- Podobno mama już planuje, jakie sukienki włożą panie na galę Oscarów?
M.N.: - To chyba jednak przesada. Chociaż... czemu nie... (śmiech).