Nie tak miały wyglądać przygotowania do świąt u Tomasza Oświecińskiego. Aktor "M jak miłość" z niecierpliwością wyczekiwał tego najbardziej magicznego okresu w roku, bo to miały być ich pierwsze święta w nowym domu. W najgorszych koszmarach nie przewidział tego, co stało się wczoraj, 22 grudnia. Był w Łodzi, gdy otrzymał telefon od swojej ukochanej Aleksandry, która z przerażeniem poinformowała go, że ich córkę Maję zabrała karetka. Dziewczynka okropnie cierpiała i szybko została przewieziona do szpitala. Aktor na swój profil na Instagrama wrzucił zdjęcie swoich dziewczyn z sali szpitalnej. Co się stało?
Oświeciński z pewnością przeżył prawdziwe chwile grozy. W końcu każdy rodzic byłby przerażony informacją, że jego dziecko trafiło do szpitala.
"Wczoraj kiedy pojechałem do Łodzi zadzwoniła Ola, że pogotowie? zabrało Majkę do szpitala, bo zwijała się z bólu brzucha", napisał aktor na Instagramie.
Na początku Oświeciński myślał, że córka zatruła się grzybami, które wcześniej jedli. Ostatecznie jednak lekarze stawiają na zapalenie wyrostka robaczkowego.
"Podejrzewaliśmy zatrucie grzybkami ze słoika, ale padła wstępna diagnoza zapalenie wyrostka robaczkowego.
Od wczoraj dziewczyny czekają w szpitalu? na decyzje co dalej. Nie wiemy czy wrócą do domu na wyczekane przez nas święta?", dodaje.
Córka aktora bardzo przeżywa całą sytuację. Nie dość, że wystraszyła się tym, co się z nią działo, to teraz nie wiadomo jeszcze, czy nie czeka ją operacja. To jak Maja cierpiała, opisała na swoim profilu jej mama:
"czekamy na decyzję czy czeka ją operacja, czy uda nam się wrócić do domu?.Pierwszy raz musiałam się zmierzyć ze strachem dziecka przed operacją, z żalem że nie będzie mogła świętować z całą rodziną, z obawą że być może szybko nie wróci do swojej miłości, czyli koni.
W takich chwilach człowiek uświadamia sobie jak ważne jest zdrowie i co jest tak naprawdę ważne ?", napisała na Instagramie.
Tymczasem Tomek stara się nie załamywać i wciąż wierzy, że jego dziewczyny wrócą do domu na święta. Chce, żeby zastały wszystko gotowe, dlatego wziął się za sprzątanie i gotowanie świątecznych potraw.
"Nie tracimy jednak wiary, więc ja sam na posterunku robię co mogę, aby wszystko było tak jak sobie zaplanowaliśmy, kiedy dziewczyny wrócą do domu. Smażę?, gotuję??, jeżdzę do sklepu?, sprzątam?.
Zawsze wiedziałem, że przygotowanie świąt to spory wysiłek, ale nie sądziłem, że aż taki!?
Ta sytuacja pokazuje, że nie ma w życiu nic ważniejszego niż zdrowie i wsparcie bliskich. Bez tego nie ma nic", napisał.